2 VIII 2018 – „Wylot do Szwecji. Rankiem targały mną dziwne uczucia… Szczególnie wtedy, gdy przemierzałem tę krótką drogę spod bloku do parkingu. Trzy wielkie walizki, dwie mniejsze. Na lotnisko w Balicach odwiózł nas Krzychu z moim chrześniakiem – Miłoszem. Mieliśmy kilkukilogramowy nadbagaż, ale udało mi się skutecznie zbajerować pracownicę, więc ruszamy. W Sztokholmie niespodzianka. Rodzina Yasmin przygotowała fajne przywitanie: szampan, tort, szwedzki hymn”.
3 VIII 2018 – „Pierwszy dzień na emigracji. Wypakowywanie, układanie rzeczy, tworzenie wokół siebie artystycznego świata. Yasi dużo już zrobiła, ja uzupełniam ściany moimi bohaterami”.
6 VIII 2018 – „Kamil, mój dawny kolega z Grodziska Wielkopolskiego, ułożył się już w Szwecji. Żyje tu od czterech lat, bardzo mi pomógł w znalezieniu pracy i nadal pomaga w aklimatyzacji. Na ten moment nie przypomina zazdrosnych o swoje korzyści Polaków, o których tak się nasłuchałem przy okazji opowieści emigrantów. Pierwszy dzień w pracy. W torbie zamiast książek i płyt – nożyki, narzędzia, miarki. Troszkę się uśmiałem z tego, mając na uwadze moje „zdolności” techniczne. Słyszę już rechot moich kumpli z Polski: „Żyłka robotnikiem! Wolne żarty!”. Po wejściu na nowy teren zwróciłem uwagę na ogromne hale. Przywitałem się z innymi pracownikami. Szwedzi, Litwin, kilku Polaków… Dobra ekipa. Szef sprawia wrażenie wyluzowanego, ale odpowiedzialnego i pracowitego człowieka. Przebiera się z nami, pracuje, pomaga. Ruszyliśmy o równej siódmej. Z początku praca niezbyt mi wychodziła. Nie potrafiłem obciąć materiału; krzywo przyklejałem; odrywałem to, co miało pozostać na ziemi itd. Z każdą godziną było jednak lepiej. Szybko łapię”.
10 VIII 2018 – „Powoli poznaję wszystko, przyzwyczajam się do pracy fizycznej. Trochę ciągnie mi się czas. Dzień w szkole jakoś szybciej mijał. Lekcja za lekcją, różne sprawy w trakcie przerw itd. Tutaj godziny bywają cięższe. Po pracy i w wolne dni powrót do swoich pasji, czyli czytania, słuchania, pisania. Sprawdziłem już listę koncertów w Sztokholmie. Być może wyskoczymy z Yasmin na jakąś sztukę, chociaż na Behemoth trudno ją będzie wyciągnąć”.
19 VIII 2018 – „Niedzielne spotkanie z Moniką (autorką bloga Polka w Szwecji) i jej mężem. Cenne rady, mądre wskazówki”.
20 VIII 2018 – „W Polsce poniedziałki miałem wolne od zajęć lekcyjnych; zazwyczaj jednak pracowałem w domu. Tutaj chyba będzie inaczej. Na szczęście startowaliśmy dziś dopiero o 17. W hali pięknie. Rozpoczynają się wielkie targi. Układaliśmy dywany między stoiskami, które w znakomitej części wyglądały bajkowo, m.in. ten z miśkami Bukowskiego. Pogawędziliśmy chwilę z Polakami pracującymi w jego firmie. Nie mają łatwo. Co prawda bywają w największych miastach świata, ale czas głównie spędzają w halach na przygotowywaniu stanowisk”.
21 VIII 2018 – „Przygotowuję się do konferencji z okazji setnej rocznicy śmierci Tadeusza Micińskiego. Jak się okazuje, też bywał w Sztokholmie. Cytuję artykuł prof. Wojciecha Gutowskiego: „Obserwacja olimpiady w Sztokholmie skłania (Micińskiego) do przypomnienia, że „Misteria nadawały sens i znaczenie dostojności życia […]. W misteriach uczono gardzić błotem i nie rozkoszować się kałużą”.
31 VIII 2018 – „Koniec wakacji. Pochmurno. Deszczowo. Gdybym pozostał w Polsce, pewnie przygotowywałbym się do rozpoczęcia kolejnego roku szkolnego. A że wyjechałem, to pozostaje skupić się na pracy (także twórczej) i przygotowywaniu pewnych pomysłów wydawniczych. Mija miesiąc od przeprowadzki, a ja jak zwykle w przeciągu rozmaitych zajęć. Dopiero dziś przyszedł czas całkowitego oddechu. Zaraz po przylocie zajrzałem na rozpiskę koncertów zaplanowanych w Sztokholmie. Bez koncertów wszak trudno żyć… Okazało się, że fajne wydarzenie szykuje się 31.08. w wesołym miasteczku Gröna Lund. Nigdy nie przepadałem za zespołem Europe, chociaż trzy lata temu wykorzystałem Rock The Night podczas uroczystości zakończenia roku szkolnego. Poszliśmy więc z czystej ciekawości… Już od pierwszych dźwięków Walk the Earth wiedziałem, że będę musiał zmienić nastawienie do Europe. Wielkie wrażenie zrobił na mnie Joey Tempest, którego głos drwi sobie z upływu czasu i pozostaje czysty, co szczególnie słychać w wysokich partiach. Wiele kawałków usłyszałem po raz pierwszy, inne gdzieś obiły się o uszy w radiu. Nawet taka ramota jak The Final Countdown nie zmieniła mojej opinii o tym świetnym, energicznym koncercie. Cenne doświadczenie i propozycja, by baczniej przysłuchać się dyskografii tego zasłużonego, szwedzkiego zespołu. Właściwie przed koncertem zrobiłem pierwszy krok, kupując w muzycznym płytę Bag of Bones”…
1 IX 2018 – „(1 IX 1939) Pamiętamy”.
3 IX 2018 – „Myśli wokół Rekordu i rozpoczynającego się tam kolejnego roku szkolnego. Życzę powodzenia wszystkim uczniom i pracownikom… Szczególnie tym, którzy mają w sercu tę szkołę”.
10 IX 2018 – „Właśnie podałem szklanki z chłodną wodą polskim budowniczym, którzy majstrują na wysokości piątego piętra, czyli obok mego balkonu. Korzystając z okazji, pogawędziłem z nimi troszkę o szczurach… Mieszkamy sobie na dopiero co powstającym osiedlu studenckim niedaleko od centrum Sztokholmu (z 15 minut jazdy pociągiem). Codziennie – z wyjątkiem niedzieli – od 7:00 rozpoczyna się jazda na całego. Młoty, koparki, huk. Pragnąłbym czasami pospać dłużej i skorzystać z wolnego dnia, ale cóż zrobić? Po niemrawym otworzeniu oka przypomina mi się pewna scena z Dnia świra. Chciałoby się powtórzyć zapytanie bohatera: „Czy Panowie muszą…”. Cytować dalej? Jednak dzięki tej znaczącej ekipie robotników z Polski nie martwię się o moją polszczyznę. Dialogi, zwroty i soczyste frazy latające w powietrzu są tak intensywne, że Michał Rusinek zrobiłby z nich odpowiedni pożytek. Niestety przypomina mi się też Dżuma Camusa…
Staram się utrzymywać formę, więc biegam w wolnym czasie. Po ostatnim treningu zauważyłem pod kontenerami na śmieci dwa potężne szczury dobierające się do jadła. Kilka dni później, podążając wczesnym rankiem na dworzec, szczur przebiegł mi przed nogami, wbiegł na ulicę, popatrzył na samochody i znudzony powrócił w miejsce budowy. Niezła jazda. Przy skrzynkach pocztowych na parterze da się usłyszeć charakterystyczny szelest. Zapytałem więc naszych pracujących rodaków, czy też zauważyli długoogonowych przyjaciół. Owszem… Najwięcej ich jest przy barakach. „Trudno je będzie wytępić” – szczerze odparł postawny robotnik. A tak lubiłem ten kawałek Maanamu: „Nogi, nogi, setki nóg, tupią tupią tup-tup-tup”. Teraz też lubię, ale jakby mniej.
13 IX 2018 – Akurat w ostatnim czasie pracuję wyłącznie ze Szwedami. Gadam mniej, więcej słucham. Na szczęście jest dwóch kolesi heavymetalowców: Jon i Johann. Reklamuję im naszą polską muzę. Rozpoczęli naukę od klasyki. KAT – w tłumaczeniu HEADSMAN. Puściłem im Bastard, kręcili łbami aż miło! W grudniu wybieramy się na koncert Slayera, w styczniu do Sztokholmu zawita Behemoth.
14 IX 2018 – Stanisław Przybyszewski pod koniec XIX wieku niemiłosiernie hulał z Augustem Strindbergiem w berlińskich restauracjach. Po latach, w książce Moi współcześni. Wśród obcych, pisał o nim: „Strindberg! Strindberg! Wżarł się w moją duszę ten opętany geniusz nienawiści” ; „A jak niezmiernie graniczy geniusz z obłędem miałem niestety sposobność stwierdzić w obcowaniu – przeszło całorocznem obcowaniu ze Strindbergiem”. Strindbergsmuseet znajduje się przy głównej ulicy w Sztokholmie. Warto było zajrzeć. Pozostałe po szwedzkim pisarzu rzeczy, pamiątki, dzieła w przystępny sposób ukazują jego pasje literackie, muzyczne, malarskie i fotograficzne. Nie lada gratką jest możność obejrzenia mieszkania Strindberga, w którym niewiele zmieniono od czasów jego śmierci (1912 r.). Szczególnie spodobał mi się salon z posążkami Beethovena, Goethego, fortepianem przy ścianie i stołem po środku. Do tego widok na spacerującą stolicę. Obok pracownia… Przyciemniona. Krzesło, biurko z wzorcowym porządkiem i sofa. Wrażenia potęgowały efekty dźwiękowe niosące oddech, także kaszel pisarza. Na pamiątkę Yasi kupiła mi piękny notatnik ze znakomitą fotografią starego Strindberga w czarnym cylindrze, długim płaszczu – przebijającego się przez śnieżną, skandynawską zamieć. Zaczynam poszukiwania dzieł Strindberga, a te – jak już zauważyłem – to białe kruki. Na początek chętnie sięgnąłbym po Inferno, Dziennik okultystyczny, Syna służącej oraz Szwedzkie losy i przygody. Kto takowe tytuły posiada, proszę o kontakt.
15 IX 2018 – Wypad do Skansenu, gdzie odbyły się uroczystości związane z obchodami 100-lecia niepodległości Polski. Miły gest ze strony Szwedów, jak i świetna inicjatywa środowisk polonijnych. Zagrała Kapela Ze Wsi Warszawa. Pewnie nieczęsto zdarza im się występować na scenie z taką perspektywą widokową. Morze, a tuż za nim wielkie miasto z gotyckimi katedrami. Niespodziewanych emocji dostarczył występ grupy teatralnej z Krakowa. Kiedyś rechotałem z poloneza. Mówiłem, że w życiu czegoś takiego nie zatańczę… I chyba nie zatańczyłem. Jednakże w tym kontekście… Muzyka i ubiór artystów nawiązywały do kultury szlacheckiej. Ścisnęło trochę serducho, kiedy zabrzmiał (abstrahuję od wymowy tego utworu) Z pasa słuckiego pożytek Jacka Kaczmarskiego. Dość ciekawym doświadczeniem jest poznawanie swojej polskości w dalekim kraju. Jestem na początku tej drogi. Myślę, że lekcje języka polskiego dotyczące spuścizny naszych romantyków miałyby szanse całkowitego powodzenia pod jednym warunkiem: powinny być prowadzone za granicą, co najmniej miesiąc od wyjazdu. Ale kogo na to stać…
24 X 2018 – Niewątpliwym plusem pracy w Szwecji jest możność obcowania z osobami różnych narodowości. Październik i listopad to akurat gorący czas w Stockholmsmässan, więc do ekipy dołączyło kilka osób, m.in. Pedro – dwudziestojednolatek z Argentyny. Trochę zagubiony, słabo znający angielski i stęskniony za Buenos Aires. Staram się go czasami zagadywać. A o czym można rozmawiać z młodym Argentyńczykiem? Oczywiście o piłce. Zapytałem wprost: „Messi czy Maradona?”. Odpowiedział, że Messi jest świetnym zawodnikiem, ale to jednak Maradona ma… I tu zaciśniętą pięścią uderzył się dwukrotnie w serce.
„Fika” (przerwa na kawę i pyszną bułę z cynamonem) i „bro” (dobrze!) – to najpopularniejsze słowa w pracy. Szczególnie „bro” było, kiedy czterech moich kolegów z Etiopii jadło obiad z jednego talerza. Nie sądzę, że to wynik biedy, a raczej przyzwyczajenia. Fajny obrazek. Szczególnie teraz, kiedy to ludzie skłonni są raczej do dbania o własną michę.
25 X 2018 – Wielonarodowość w pracy skutkuje również ciekawymi doświadczeniami językowymi. O kulturze czystości w fika room przypominają zdania w języku szwedzkim, angielskim i oczywiście w języku polskim. Przykłady: „Opróżnić lodówkę kiedy najlepszy termin upłynął”, „Tu mama nie pracuje, pracuje tu swoich kolegów” lub „Wszyscy mają obowiązek usuwania po Ciebie”. Ufff… Na całe szczęście jest ten przyimek „po”.
26 X 2018 – Splądrowałem trochę kiosk mojemu tacie i wpakowałem do torby kilka gazet. W Szwecji odczuwam totalny głód za polską prasą, więc jeśli już je dorwałem, to wykorzystuję każdy moment. Najbardziej odpowiedni i komfortowy nadchodzi w pociągu na linii: Stockholm Spånga – Älvsjö Stockholmsmässan. 25 minut = dwa lub trzy artykuły. Tematyka? Tak się złożyło, że w dużej mierze szwedzka. W „Newsweeku” (nie przeraziła mnie okładka z lisim uśmiechem Schetyny) dowiedziałem się o zamku Skokloster, w którym marszałek szwedzkiej armii Karol Gustaw Wrangel umieścił wiele polskich zabytków zrabowanych w czasie potopu. Koniecznie trzeba tam pojechać.
„Mystic Art” rozpoczyna się od słów redaktora prowadzącego: „Szwecja rządzi! To niesamowite jak niespełna dziesięciomilionowa nacja potrafi osiągnąć mistrzowski poziom w niemal każdym gatunku”. Numer zdominowany jest przez szwedzkie kapele na czele z Ghost, ale to rozmowa z Alanem Averillem z irlandzkiego zespołu Primordial wywarła na mnie największe wrażenie. Chyba jeden z najciekawszych wywiadów, jakie przeczytałem w ostatnich latach! Facet dzieli się niezwykle trafnymi spostrzeżeniami. Cytuję: „Wciąż uważam, że sercem Europy zawładnął przerażający nihilizm, swoista ponowoczesna mizantropia. Klasa średnia i inteligencja nienawidzą klasy pracującej, odmawiając jej prawa do decydowania o sobie. A u źródeł tego wszystkiego tkwi moim zdaniem postmodernistyczna idea głosząca, że nic nie ma już znaczenia. Dotarliśmy do miejsca, w którym rzekomo nie potrzebujemy już historii, granic, waluty, narodów… Nie potrzebujemy niczego. Dla mnie oznacza to jakiś straszny stan bezsensu”. Akurat ten fragment podkreślałem podczas przerwy. Przypatrywał mi się nowy pracownik – jakiś młody Szwed. Szybko podchwycił temat i przyznał, że choć stroni od metalu, to jego przyjaciel jest perkusistą Therion i jeśli tylko chcę, może załatwić mi wejściówki na koncert. Ale jazda!
14 XI 2018 – W Polsce często narzekałem na spóźnienia pociągów, szczególnie zaś autobusów, którymi podróżowałem codziennie do szkoły. „50”: Czechowice-Dziedzice – Bielsko-Biała, później przesiadka na „1” do Cygańskiego Lasu. Nierzadko zdarzało się, że autobus się spóźniał, bądź po prostu nie przyjeżdżał. Rzucałem wtedy pod nosem kilka nieparlamentarnych słów, czasem nawet oberwało się polskim realiom. Teraz już wiem, że nie tylko w Polsce zdarzają się obsuwki. Szwedzi jednak tuszują je w zabawny sposób. Przykład. Na tablicy informacja: „Sztokholm City – 5 min”, po czym pięć minut mija, a tu ani pociągu, ani żadnej informacji o opóźnieniu. Tylko lekko zauważalna zmiana na tablicy: „Sztokholm City – 4 min”. Bawi mnie to naginanie rzeczywistości na poziom akceptowalnej poprawności. A może to już jakiś zbadany zabieg psychologiczny?
20 XI 2018 – Ostatnie wieczory upływają mi przy serialu Narcos o historii Pablo Escobara. „Plata o plomo” („srebro albo ołów”) – najsławniejsza sentencja Escobara nadal rozbrzmiewa w różnych kontekstach. Pisałem już o młodym Argentyńczyku, z którym pracuję. Nie mogliśmy się nadziwić, że odważył się w tak młodym wieku przeprowadzić do Szwecji – do zupełnie innej mentalności, kultury, atmosfery. A że wcześniej rozmawialiśmy o Narcos (słuchaliśmy też piosenki „Tuyo” Rodrigo Amarante), odpowiedział na nasze zdziwienie krótko, cytuję z pamięci: „En Argentina pocos plata, mucho plomo”.
3 I 2019 – Powrót do Szwecji po przerwie świątecznej. Niełatwy. W głowie mnóstwo kłębiących się myśli i wciąż powracające pytanie, cytowane już przeze mnie w postscriptum felietonu „Kartky trzy memu miastu na do widzenia”. Lot spokojny, z kolei trasa autobusem z lotniska do centrum Sztokholmu już mniej. Było naprawdę zabawnie, bowiem dosiedli się do nas górale z Zakopanego, którzy wypili u siebie ponoć w Sylwestra „syćkie drinki”. Próbowali na początku, zupełnie niepotrzebnie, chować ten swój akcent. Szybko ich utwierdziłem, że po pierwszych słowach odkryłem pochodzenie i absolutnie nie powinni wstydzić się pięknej góralszczyzny. Fajni, pozytywni ludzie. Opowiadali trochę o swoich losach, pozostawionych w górach rodzinach… Zastanawiam się także nad dziwnymi zbiegami okoliczności. Okazało się bowiem, że dwóch z tych młodzieńców remontowało mieszkanie, w którym właśnie jesteśmy zameldowani. A myślałem, że Sztokholm jest miastem dużym.
13 I 2019 – Śnieg, mróz, oszronione drzewa. Trasa tramwajowa między przystankami Alviks Strand – Stora Essingen to urzeczywistnienie mojego wyobrażenia o Skandynawii. Krainy skutej lodem z leśnymi ścianami i wodnym fundamentem przerysowanym krami, z otwartą przestrzenią prowadzącą do run, do codzienności pierwotnych Wikingów.
14 I 2019 – Okropne wiadomości z Polski. Po kilku dniach profesor Tadeusz Sławek (niekwestionowany dla mnie autorytet) w tekście „Dziwny jest ten świat” napisze: „Ci, którzy krzyczeli o „zdradzieckich mordach” i „kanaliach”, powinni nas, obywateli, publicznie przeprosić. Ci, którzy ochoczo objaśniali, że nie „pochwalają, ale rozumieją” okrutne zachowania , powinni nas, obywateli, publicznie przeprosić. Straszący uchodźcami i niegodziwością metody in vitro powinni nas, obywateli, publicznie przeprosić. Ci, którzy mówili o „dorzynaniu watahy”, powinni publicznie nas, obywateli, przeprosić. Powiedzmy od razu: nie dla jakiejkolwiek zemsty ze strony nas, obywateli, lecz jako dowód, że pojęli straszliwą, nieobliczalną w skutkach szkodliwość tego rodzaju mowy”.
20 I 2019 – W miejskim pociągu chodzą czasami żebracy. Tym razem siedziałem naprzeciwko ok. trzydziestoletniego mężczyzny i jego dwóch (mniemam) córeczek. Wzrok dziewczynek, skierowany na wlokącego nogami, zgarbionego starca z kubkiem, proszącego o jakąś koronę szwedzką, był przejmujący i… zastanawiający. Jedna z ich pierwszych nauk o świecie: „Bóg uprawia z ludźmi igrzysko, jednego wysoko, drugiego nisko”.
26 I 2019 – Dzień koncertowy. Już w grudniu widziałem Behemoth w Gdańsku i zrobili na mnie ogromne wrażenie rozmachem, przygotowaniem muzycznym i wizualnym. Z niecierpliwością czekałem więc na ich występ w Sztokholmie w ramach trasy „Ecclesia Diabolica Evropa 2019”. Nie powiem, fakt, iż na szwedzkiej ziemi, szwedzki zasłużony At The Gates (skądinąd super set!) gra „tylko” jako gość polskiego zespołu, napawa dumą. W ostatnich miesiącach przeczytałem chyba większość wywiadów z Nergalem, nie z wszystkimi wypowiedziami się zgadzam, ale nie sposób mu odmówić pasji i olbrzymiego, wielopoziomowego zaangażowania w sprawy Behemoth. „We’re striking back harder than ever. Behemoth are more than just a metal band – I really want people to see that. There’s the whole fucking universe behind the songs we’re making, and we’re about to prove it” – powie Darski Metal Hammerowi. Behemoth walcuje teraz Europę wzdłuż i wszerz. Prawie każda sztuka wyprzedana. Akurat ta w Sztokholmie nie doczekała się „sold out”, ale powzięli ambitne zadanie: hala Annexet w centrum koncertowym stolicy Szwecji (obok Globen, Tele2Arena i Hovet), czyli… nie ma żartów. Koncert? Chyba mocniej zostałem uderzony w Gdańsku, ale tu też wylewało się z pieca. Co prawda z intro i ogniami zapatrzyli się trochę na Slayer, ale cóż to za zarzut. Jeśli czerpać przykład, to tylko od Wielkich. Setlista: Solve (intro) / Wolves ov Siberia / Daimonos / Ora Pro Nobis Lucifer / Bartzabel / Ov Fire and the Void / God=Dog / Conquer All / Ecclesia Diabolica Catholica / Decade of Therion / Blow Your Trumpets Gabriel / Slaves Shall Serve / Chant for Eschaton 2000 / Lucifer / We Are the Next 1000 Years. Szczególnie ucieszył mnie „Lucifer” do wiersza Micińskiego, bo byłem chyba jednym z nielicznych w hali, który wyśpiewał cały tekst. Udana, metalowa noc. Do następnej niecały miesiąc…
7 III 2019 – Powrót do Szwecji po kapitalnym początku trasy promującej najnowszy album zespołu KAT&RK – „Popiór”. W Warszawie wielkie, metalowe święto. Pełna „Progresja”, ognisty koncert i równie ognista jego późniejsza celebracja razem z przyjaciółmi, muzykami i fanami: Łukaszem Orbitowskim, Nergalem, Barielem i wieloma innymi osobnikami, którzy – tak jak tytułowa postać katowskiej płyty – też nie jedno, nie dwa piórka już pogubili… Miałem zaszczyt zrobić zdjęcie Romanowi i Nergalowi, które lider Behemotha opublikował nazajutrz na swoim profilu z wiele znaczącym komentarzem: „With Roman Kostrzewski. The man, the myth, the legend. I could go on forever talking bout how great imprint he left on me and my band… anyways loved every bit of last night gig in Warsaw. A night to remember”. Dwa dni później Gdańsk, takie posiedzenie “Parlamentu” to ja rozumiem!
Wszystkich idących w stronę peronów dworca centralnego w Sztokholmie wita niebiesko-żółty napis: „Här jobbar flator, muslimer, kurder, bögar, judar, afrikaner, asiater, svennar och många fler. Det funkar riktigt bra”. Zdecydowanie lepszy kierunek niż ten, który wskazuje komorę gazową dla wyznawców innych religii, tudzież przedstawicieli innych ras.
15 III 2019 – Zbieranie materiałów do książki. Rozmowa telefoniczna z Jackiem Sylwinem nie tylko o TSA i festiwalu w Jarocinie, ale także o obleśnej propagandzie, która swego czasu dotknęła Czesława Niemena w Sztokholmie. Cytuję: „W stanie wojennym, a szczególnie tuż po jego ogłoszeniu, wszystko było zablokowane, środowisko artystyczne bojkotowało media (które były wyłącznie państwowe), nikt nie wyjeżdżał za granicę. Stan wojenny dla wielu ludzi był tragedią, dla wielu artystów był rynkową śmiercią, dla wszystkich najstraszniejszym aktem podziału społeczeństwa. Ku zdziwieniu wszystkich i samego Czesława w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia Telewizja Polska wyemitowała program z jego wywiadem i muzyką. W branży zawrzało, przedziwnych komentarzy nie było końca. Niesłychana spekulacja władz spowodowała, że świetny wywiad dla telewizji, który Czesław nagrał na parę tygodni przed stanem wojennym, został wyemitowany bez jego zgody w „wojenne” święta i w konsekwencji postawił go w bardzo dwuznacznym świetle (vide komentarze w Wolnej Europie). Czesław był zrozpaczony. Wkrótce przyszło zaproszenie do Szwecji. Tak się złożyło, że pojechaliśmy w niespotykanym składzie. Czesław chciał powrócić na koncertach w Szwecji do swoich wielkich przebojów i równocześnie zademonstrować swoją niezachwianą artystyczną klasę. To było dla niego najważniejsze (…). Koncert w Sztokholmie w pięknej sali koncertowej był jednym z najważniejszych koncertów podczas całej trasy. Okazał się dramatycznym przeżyciem i jednym z najtrudniejszych naszych doświadczeń. Kiedy po próbie i krótkim odpoczynku w hotelu udaliśmy się na koncert, okazało się, że nie mamy dostępu i nie możemy wejść do sali koncertowej. Przed gmachem i wejściem służbowym stał tłum, który nie chciał nas wpuścić do środka. Nie chciał dopuścić do koncertu. Blokada trwała do momentu kiedy szwedzka policja utorowała nam drogę. To było dramatyczne. Usłyszeliśmy okrzyki po polsku: „Zdrajca, czerwone pająki, czerwone paszporty, szmaciarze, komunistyczne świnie” itp. Gdyby nie policja, mogło dojść do rękoczynów, bo przepychanka była dość ostra. Na szczęście dotarliśmy bez szwanku do środka. Byliśmy zdruzgotani. Na sali, która mieściła ok. 2000 miejsc, pojawiło się ok. 150 osób. Okazało się, że to najwierniejsi fani Czesława. To był nieprawdopodobny koncert. Czesław i muzycy dali z siebie wszystko i przez ponad 2 godziny całe towarzystwo, jak na prywatnym wspaniałym przyjęciu, odśpiewało wszystkie największe przeboje Mistrza: „Dziwny jest ten świat”, „Pod papugami”, „Sen o Warszawie” itd. Czesław płakał, a my razem z nim (…). Następnego dnia wróciliśmy do kraju, gdzie przywitali nas z uśmiechem żołnierze ustawieni z karabinami i czołgami na bramkach kontrolnych wzdłuż całej trasy między Szczecinem i Warszawą” [fragment z tekstu Rockowe wspomnienia Jacka Sylwina]. Historia magistra vitae est – warto zapamiętać, mój drogi rodaku.
26 III 2019 – Powoli do Sztokholmu wkracza wiosna. Miasto wieczorową porą jest bajkowe. Czar pryska, kiedy przechodząc obok przyrożnej piekarni, z głośników napiera na mnie… disco-POLO!!! Chociaż polscy piekarze są wspaniali, to z tej mąki chleba nie będzie.