Pokolenie mamlasów

Miałem wtedy może z dziesięć lat. Był chyba wtorek. Przyszedłem ze szkoły przemoknięty i głodny. Rzuciłem plecak w kąt. Zasiadłem do obiadu. O szyby pukał deszcz. Pukał! Raczej walił! Od rana z nieba niemiłosiernie siekało wodą. Jadłem łapczywie. Poza tym, śpieszyłem się. Mama, widząc moją dynamikę odżywiania, rzekła: „Gdzie tak pędzisz? Chyba nie masz zamiaru jechać na trening? Widzisz, jak leje…”. Doskonale znała moją odpowiedź, ale liczyła pewnie na zdrowy rozsądek. Niestety, pomyliła się okrutnie. Nie dojadłem ziemniaków. Popędziłem do szafy, z głębi wydobyłem pelerynę. Szybko zbiegłem do piwnicy, wziąłem rower i wio… Na kopalnię! Nie chodzi mi oczywiście o miejsce pracy górników, a o boisko koło „kopalnioka” w Czechowicach-Dz. W deszczu przedarłem się na drugą stronę miasta. Przyjechałem do klubu, a tu… nikogo. „Nieźle” – pomyślałem. Chciałem coś potrenować, a tu nawet takiego pasjonata jak trenera Buchty nie ma. Na szczęście, po kilku minutach, przybył. Miał kłopot, bo byłem sam. Chciał odwołać zajęcia, ale zaprotestowałem. „Trenujemy!” – zawołałem. Przez godzinę ćwiczyłem różne zwody i rodzaje żonglerki, szczególnie stopa-głowa. Była to jedna z konkurencji na nadchodzącym Turnieju Młodych Piłkarzy. Trener Buchta stał pod dachem. Doradzał, podpowiadał. Po zakończonym treningu (jak się okazało indywidualnego) narzuciłem pelerynę, wsiadłem na rower i ruszyłem w strugach deszczu do domu.

Od kilku dni pada. Odwołali nam kolejkę ligową. Wkurzyłem się, bo cały tydzień człowiek czeka na mecz, a tu nic z tego. No trudno. W takim razie trzeba coś potrenować. Zadzwoniłem więc rano do trenera juniorów i pytam: „Trenerze, z tego co wiem, macie trening dziś na Orliku. Mogę wpaść?”. „Wpadaj śmiało!” – odparł. Po dwóch godzinach słyszę wibracje w telefonie. Odbieram. Okazuje się, że to trener. „Mati, chciałem zrobić trening, ale chłopcy poprosili mnie, żebym go odwołał” – powiedział. Trudno mi to zrozumieć. Młode chłopaki mają możliwość potrenowania na równej trawce, mają siatki na bramkach, super aurę (do grania przecież to najlepsza pogoda!) i… nie chcą. Kilkadziesiąt lat temu byłoby to nie do pomyślenia. Mój ojciec ciekawie odniósł się do tej sytuacji. „Gdybyśmy my, jako młodzi chłopcy, mieli możliwość potrenowania w takich warunkach, to nawet huragan nie byłby przeszkodą”. No tak… Nadeszło nowe pokolenie. Też utalentowane, ale charakterologicznie – jak w tytule.

kwiecień 2014