Powolny taniec w płonącym pokoju

Odliczaliśmy godziny do koncertu, na który czekaliśmy tygodniami… W ostatnim czasie dopadło mnie coś, co spowodowało, że praktycznie nie wydobywałem głosu. Nie jest to komfortowa sytuacja, zważywszy na pełnioną na co dzień profesję. Styrane struny oczywiście nie przeszkodziły w zaplanowanym wyjeździe do Sztokholmu na zaproszenie mojej ukochanej. Wyleciałem z Katowic dość wcześnie, ale dzięki temu  w stolicy Szwecji byłem już przed godziną dziesiątą rano. Yasmin odebrała mnie z dworca i od razu ruszyliśmy do mieszkania, by z jego okien z wielką niecierpliwością spoglądać na „globus”.

Przed godziną osiemnastą wyruszyliśmy w kierunku kuli. Zresztą nie tylko my. Spragnieni dobrej muzyki ludzie dosłownie wylewali się z metra. Tak naprawdę to Yase nauczyła mnie słuchać tego artysty. Pamiętam dobrze, jak podczas pierwszego jej pobytu w Czechowicach podjechaliśmy do MediaMarkt. Wskazała wtedy na okładkę „Paradise Valley” i zapytała mnie, czy znam… Nie znałem, więc kupiłem, przesłuchałem. Muzyka ocierała się trochę o pop, ale wyczułem w niej silne fundamenty bluesowe. Mnie się to bardzo spodobało. Zresztą gość posiadał kapitalny głos. Kilka miesięcy temu, Yasmin jakby przeczuwając temat, wysłała mi w prezencie pięciopłytowy box. Od tego momentu wspólnie medytujemy przy tych klimatach. Wracam do koncertu…

John Mayer w Ericsson Globe!!! Wnętrze areny przypominało wyściełaną czerwienią bryłę. Mieliśmy znakomite miejsca, tuż przy scenie! Sztukę rozpoczął Andreas Moe – kolejne odkrycie! Szwedzka publiczność ciepło przyjęła swoich rodaków. Nie bez powodu, wszak to dynamiczne, akustyczne granie. Po koncercie chciałem kupić płytę, Yase nawet rozmawiała z wokalistą, ale nigdzie nie mogliśmy znaleźć odpowiedniego stoiska. John Mayer wyszedł na estradę kilka minut przed dwudziestą pierwszą i od razu spotkał się z wielkim aplauzem. Świetnie brzmiał… Waiting On The World To Change – a więc jedna z moich ulubionych piosenek na początek! Koncert podzielony był na kilka części. Na starcie Mayer grał z pełnym zespołem, później samodzielnie czarował gitarą akustyczną, następnie „hendrixował” pod znakiem John Mayer Trio, by na koniec powrócić do full band. Światła, akustyka, sceneria… To był naprawdę wielki koncert. Coś na kształt nieprawdopodobnego bluesa w postaci Slow Dancing In A Burning Room. Nuty tak bardzo płonęły, że Yasmin zasłabła.

Przed wylotem do Polski, niejako oszołomiony widowiskiem muzycznym, ruszyłem w pośpiechu do centrum Sztokholmu, by w sklepie muzycznym zakupić najnowszą płytę Mayera, czyli The Search For Everything. Niestety zbyt późno ją dojrzałem, gdyż korony szwedzkie zdążyłem już zamienić na albumy Grand Magus i The Book of Souls Iron Maiden. Po wylądowaniu w Krakowie szybko pobiegłem do Empiku, ale tam nowy Mayer jeszcze nie dotarł. No cóż, pozostaje uzbroić się w cierpliwość. Tymczasem dziękuję mojej Muzie za kolejny wspólny, piękny koncert i długopis ze szwedzką flagą, którym to pisałem powyższy tekst.    

maj 2017