WINA TRAGICZNA A CZŁOWIEK WSPÓŁCZESNY
W okresie jesienno-zimowym z przyjemnością poddaję się doświadczeniuAlive&Dead at Södra Teatern. Być może tkwi w tym jakaś sentymentalna nuta, którą wyłapuję jako przeszły, chwilowy mieszkaniec stolicy Szwecji. Uderzyłbym też w inne tony… Czasami mawiamy o czymś lub o kimś, że ma to trudno definiowalne „coś”. Tribulation zaliczam do takiej właśnie grupy zjawisk. I choć Hamartia kojarzy się z beznadziejnym usytuowaniem, to w przypadku szwedzkiej kapeli zwiastuje całkiem niezłą formę. Taką też zaprezentował gitarzysta Adam Zaars, który z chęcią zmierzył się z tematami. A zaczęliśmy od redaktora Krzywińskiego.
Mateusz Żyła: Cześć, Adamie! Zadowolony z pierwszych recenzji? „Nie obraziłbym się, gdyby na kolejnej płycie Tribulation poszli ku bezczelnej rockowej przebojowości” – napisał jeden z polskich dziennikarzy.
Adam Zaars: Nie czytałem jeszcze żadnych opinii, ale to ciekawe spostrzeżenie! Tak, ciągle pracujemy nad albumem, który powinien pojawić się na rynku w okolicach listopada. Co prawda zakontraktowaliśmy kilka koncertów pomiędzy sesjami, niemniej koncentrujemy się głównie na szlifowaniu nowego repertuaru. Współpraca z Josephem Thollem [gitarzystą Tribulation, który w 2020 roku zastąpił Jonathan Hulténa – przyp. M.Ż.] układa się pomyślnie, co – mam nadzieję – korzystnie wpłynie na świeże numery.
M.Ż: Wrócimy za moment do EP-ki Hamartia, ale najpierw chciałbym spytać o wpływ social mediów na muzyczny show biznes. Już nie tylko Facebook, Instagram, ale również TikTok, gdzie widzimy głupie miny czy pozy różnych artystów. Zespół Tribulation jest gotowy na taki (dość zgniły) kompromis z pędzącą nowoczesnością?
A.Z.: Nigdy nie byłem na TikTok i naprawdę nie wiem, czy kiedykolwiek się tam pojawię. Nie chcę przedstawiać jakichkolwiek deklaracji, bo wcześniej mogliśmy mówić, że Facebook czy Instagram to nie jest nasz świat, a jednak zakotwiczyliśmy w tych miejscach. Szczerze… To trudny temat. Kompromis pomiędzy podejściem undergroundowym a oczekiwaniami znacznej części współczesnych odbiorców, którzy wymagają od artysty aktywności: postów, relacji, komentarzy… Długo wstrzymywaliśmy się od uczestnictwa w internetowych dyskusjach, ale teraz postanowiliśmy trochę wyjść do ludzi. Doszliśmy do wniosku, że jesteśmy częścią tego środowiska i nie możemy się całkowicie asymilować.
M.Ż.: Rządziliście w ubiegłym roku z Bolzer, Abbath i Watain pod szyldem Chariots of Fire Tour. Jak zapamiętałeś tę przejażdżkę? Co sądzisz o najnowszym albumie twoich szwedzkich kolegów?
A.Z.: Trasa była fantastyczna pod wieloma względami. Myślę nie tylko o kontaktach między muzykami, ale także ludźmi z ekipy organizacyjnej. Koncerty spotkały się z bardzo dobrym przyjęciem, co było dla nas niezwykle budujące, dlatego że wyjeżdżaliśmy z niepewnością spowodowaną przerwą pandemiczną. Obawy okazały się jednak bezpodstawne. Odnośnie do ostatniego albumu Watain, nie pamiętam tytułu…
M.Ż.: The Agony&Ecstasy of Watain.
A.Z.: Przyznam szczerze, że większość kawałków z tej płyty usłyszałem dopiero na wspólnych koncertach. Zabrzmiały potężnie, szczególnie Serimosa. Kapitalny utwór.
M.Ż.: Tak jak kapitalną płytą, jedną z ulubionych w twojej kolekcji, jest Seventh Son of a Seventh Son Iron Maiden. Dlaczego akurat ten album? Pamiętasz w ogóle kiedy i gdzie pierwszy raz usłyszałeś Maiden?
A.Z.: Szaleństwo rozpoczęło się w momencie, kiedy zobaczyłem zdjęcie zespołu w starym, szwedzkim magazynie muzycznym „Okej”. Zgadza się, Iron Maiden należy do czołówki moich najważniejszych kapel, ale tasuję w liście ulubionych płyt tego zespołu. Często wskazuję Seventh Son…, to znowu wybieram Dance of Death, by za moment podkreślić wartość debiutu czy Somewhere in Time. Jednak Seventh Son of a Seventh Son rzeczywiście pozostaje czymś specjalnym, wręcz kontrowersyjnym… Lubię fragment filmu Behind the Iron Curtain, w którym gość pyta Dickinsona: „Czy kiedykolwiek użyłbyś syntezatorów?”. Bruce odpowiedział ironicznie, po czym kilka lat później zespół nagrał praktycznie całą płytę z wykorzystaniem syntezatorów. Doceniam odwagę, dzięki której mamy do czynienia z tak świetnym, epickim repertuarem.
M.Ż.: Ok. Czas na Hamartię, zwracamy się ku starożytności, czyli fundamentów.
A.Z.: Dokładnie. Nie jestem entuzjastą modernizmu. Cenię raczej sztukę osiemnastego, dziewiętnastego wieku. Niesamowicie płodny okres. Musimy jednak pamiętać, że wiele rzeczy powstało już w starożytności, a późniejsze epoki w twórczy sposób replikowały starożytne idee.
M.Ż.: W polskiej szkole uczniowie muszą sporo czytać z zakresu greckiej mitologii, istotne są też dramaty Sofoklesa. W Szwecji podobnie?
A.Z: Niekoniecznie. Oczywiście czytaliśmy fragmenty Iliady, Odysei czy innych klasycznych pozycji, ale tak naprawdę nadrabiałem zaległości w późniejszym okresie – już po opuszczeniu szkoły. Uwielbiam Dostojewskiego [Adam sięga do domowej biblioteki, pokazuje Idiotę, Braci Karamazow, Zbrodnię i karę], Flauberta, Huysmansa. Aktualnie zaczytuję się w Biblii, studiuję Nowy Testament.
M.Ż.: W jakim stopniu hamartia/wina tragiczna może dotykać człowieka współczesnego?
A.Z.: Trudne pytanie [milczenie]… Wydaje mi się, że pojęcie – choć stworzone w starożytności – proponuje koncepcję ponadczasową. Hamartią w kontekście współczesności można określić ludzką ograniczoność, niezdolność do objęcia całości obrazu. Ponadto, winą tragiczną jest zaślepienie, nieumiejętność odróżnienia tych, którzy chcą uczynić ten świat lepszym od populistów, autokratów łaknących tylko i wyłącznie władzy.
M.Ż.: Edyp, Antygona to klasyczne przykłady bohaterów wplątanych w winę, konflikt tragiczny. Czy znalazłeś się kiedyś w sytuacji bez dobrego rozwiązania?
A.Z.: Jestem w niej każdego dnia (śmiech).
M.Ż.: (śmiech) OK! Odpuszczam, zapytam więc o inny, ważny termin. Myślisz, że dzisiaj jesteśmy w stanie doznać tak mocnego, katartycznego wstrząsu jak starożytni w teatrze?
A.Z.: Tak, ale jest to bardzo subiektywne doświadczenie, więc trudno tutaj mówić o grupie. Nie jestem nawet w stanie zdefiniować, co mogłoby być elementem takiego wstrząsu, ponieważ każdego człowieka cechuje inna struktura emocjonalna, psychologiczna. W przypadku artysty katharsis może pojawić się już w trakcie procesu twórczego, komponowania, malowania, natomiast u odbiorcy to ulotny moment w teatrze, kinie… Osobiście nie chodzę zbyt często do teatru, za to oglądam mnóstwo filmów. Uwielbiam również operę. Rekwizyty sceniczne, produkcja muzyczna i wizualna, jak i potęga chóru powodują, że być może mam szansę poczuć to, co widzowie antycznego widowiska.
M.Ż.: Promujecie EP-kę teledyskami do utworów Hamartia i Axis Mundi. Jaki rodzaj wideoklipów preferujesz: minifilmy z fabułą czy kolaże koncertowe? Od razu wrzucę też temat coveru Blue Öyster Cult. Dlaczego ostatecznie Vengance (The Pact), a nie dawny pomysł z Nosferatu?
A.Z.: Nie oceniam teledysków z tej perspektywy. Muszą być po prostu dobre! Kiedy byłem dzieckiem, uwielbiałem video z koncertów, szczególnie utkwiły mi obrazy Death Angel… Blue Öyster Cult? Myśleliśmy o tym już od dziesięciu lat, stąd pojawiał się między wierszami temat Nosferatu. Szanujemy Blue Öyster Cult za lekkość żonglowania własnym stylem. Niebywała umiejętność twórczego podejścia do swojej muzyki. Tribulation też chce iść tym torem. Być może Vengance (The Pact), choć klimatycznie inny od utworów na EP-ce, pozwoli Tribulation odkryć nowe ścieżki? Zobaczymy.
M.Ż.: Jesteś autorem okładki. Mógłbyś opowiedzieć o pomyśle i wykorzystanej symbolice?
A.Z.: Kobieta, która trzyma w dłoniach hebrajskie litery oznaczające „hamartia”, to moja dziewczyna Zuzanna. Nawiązałem oczywiście do przypowieści z Księgi Genesis o Adamie, Ewie i zakazanym owocu. W tym kontekście owym owocem, tzn. znakiem grzechu jest tytułowa „hamartia”. Nie chciałbym jednak dzielić się szczegółowymi interpretacjami, bowiem szanuję wolność odbiorcy, który ma prawo do własnego odczytania. Wbrew pozorom, skryłem w tej pracy kilka istotnych elementów.
M.Ż.: W tym roku mija dziesiąta rocznica wydania The Formulas of Death. Co sądzisz o tym albumie z perspektywy czasu?
A.Z.: Najprawdopodobniej mój faworyt w dyskografii Tribulation. Płyta odważna, kreatywna, obfita, skutecznie walcząca z limitami.
M.Ż.: Wystąpiliście podczas Mystic Festival, gdzie pierwszy raz zagraliście „na żywo” utwór Hour of the Wolf. Jakie niespodzianki szykujecie na tegoroczne festiwale?
A.Z.: Chcielibyśmy zaprezentować więcej starszych kawałków, których wcześniej nie graliśmy lub graliśmy rzadko. Sięgniemy oczywiście po materiał z EP-ki, być może wrzucimy też do set listy jakąś nowość z nadchodzącej płyty.
M.Ż.: Ostatnio zachwycałeś się płytą Surrender Dead Lord. Co jeszcze mógłbyś polecić z najnowszych, szwedzkich produkcji?
A.Z.: Underground Fire… Tym bardziej cieszę się, że Rob Coffinshaker [Robert Fjällsby – przyp. M.Ż.] wziął udział w teledysku Hamartia.