TRZY KAMIENNE CHLEBY
Królowa Olch wziemiozstępuje. Królowa Olch spogląda w Pustacie. Królowa Olch gubi się w Śnialni. Bo Królowa Olch to Ols… Oddech. Lot. Szaleństwo.
I
SZALEŃSTWO
Mateusz Żyła: „Zwiedziłam kilka miast Europy w godzinach nocnych, spałam na stacjach metra i w śpiworach rozłożonych na parkowych trawnikach i przystankach”. Lubię takie koncertowe szaleństwa.
Anna Maria Olchawa: Chyba najbardziej hardcorowa przygoda koncertowa związana jest z Polską. Poza tym, że robię muzykę, jestem też przewodniczką górską i byłam akurat na dwutygodniowym obozie wędrownym w Beskidzie Niskim i Bieszczadach. Okazało się wtedy, że na imprezie w Węgorzewie zagra moja ukochana Katatonia [Seven Festival Music&More, 15.07.2012 – przyp. M.Ż.]. Nie mogło mnie tam zabraknąć, więc postanowiłam zwinąć się z Bieszczadów na drugą stronę Polski. Autostop, pociągi, dalej w drogę… W końcu dotarłam na Mazury. Nie miałam oczywiście żadnego noclegu i to właśnie wtedy spałam na trawniku w śpiworze. W międzyczasie poznałam organizatorów, którzy wpuścili mnie na backstage, gdzie przypadkiem zjadłam kanapki Titusowi z Acid Drinkers (śmiech). Czego się jednak nie robi dla Katatonii… Później wracałam stamtąd do rodzinnego domu, do Białkowa – wioski pod Zieloną Górą, więc z okazji tego koncertu zrobiłam praktycznie rundę dookoła kraju.
M.Ż.: Czy budowanie domu na terenach bagiennych to szaleństwo?
A.M.O.: W jakimś stopniu tak, ale mieszkam w Krakowie od tylu lat… Wszystkie tereny zalewowe Wisły są już obudowane osiedlami, więc tutaj na pewno nikt się tym nie przejmuje. Ale pytasz zapewne o moje plany… Akurat to miejsce, w którym chciałabym zamieszkać w przyszłości, nie do końca znajduje się na terenach bagiennych, chociaż nie brakuje lasu, łąk, strumyków i mokradeł. Dom powstaje jednak na solidnej podstawie, nie będę nawet musiała specjalnie osuszać fundamentów. Kocham naturę, ale nie jestem aż tak szalona, by dosłownie zamieszkać na bagnie (śmiech). Przed nami sporo pracy, cieszymy się jednak z każdego etapu, który przybliża do przeprowadzki. Droga dojazdowa, oczko wodne, drewniany domek… Drobne, ale ważne rzeczy. Musimy uzbroić się w cierpliwość, ponieważ budowa w tak niepewnych ekonomicznie czasach będzie sporym wyzwaniem.
M.Ż. Mówisz w liczbie mnogiej. Czy małżeństwo artysty z artystką jest szaleństwem?
A.M.O.: Tak (śmiech)!
M.Ż.: Nie chciałbym grzebać zbyt głęboko w sprawach prywatnych, ale interesuje mnie ten moment zapłonu między Tobą a Jakubem Olchawą.
A.M.O.: Spoko, możesz grzebać. Lubię ten temat. Iskrą był oczywiście Jarun. Mam spore grono znajomych z koncertów. Czasem dzielimy się muzycznymi odkryciami. Pewnego dnia odezwał się do mnie taki koncertowy kolega: „Cześć! Ten album powinien ci się spodobać”… Wysłał Wziemiozstąpienie Jaruna, a że byłam wówczas wkręcona w klimaty, jakie wtedy grał Jarun – trafił w punkt. Przeczytałam teksty i pomyślałam, że ich autor chyba ma mój umysł. Natrafiłam w nich na obrazy poetyckie, frazy, sformułowania, które w podobnej formie funkcjonowały już w moich własnych tekstach. Byłam pod tak wielkim wrażeniem, że od razu zadzwoniłam do swojej siostry: „Wiesz, chyba mnie pojebało, ale najprawdopodobniej znalazłam drugą połowę” (śmiech). Dopiero wtedy przejrzałam zdjęcia zespołu. Typowałam dobrze, jednak wygląd nie miał tu kompletnie żadnego znaczenia, bo ja zakochuję się w umysłach. Poszłam na koncert Jaruna w Krakowie, przygotowałam karteczkę z numerem telefonu i podbiłam do Kuby… Nie pamiętam dokładnie, co mówiłam, bo byłam niesamowicie zestresowana, ale chyba nie palnęłam żadnej głupoty, skoro oddzwonił. Umówiliśmy się na piwo, chwilę później pojechaliśmy w góry, a po kolejnym spotkaniu postanowiliśmy wspólnie zamieszkać.
M.Ż.: Dynamiczna historia. Wspólne mieszkanie potrafi zweryfikować nawet najsilniejsze uczucie.
A.M.O.: W naszym przypadku była to pozytywna weryfikacja. Nie mamy powodów do kłótni na tym tle. Za to, jak to artyści, oboje jesteśmy wrażliwi, więc w sytuacjach kryzysowych nikt nie ogarnia (śmiech).
M.Ż: W utworze Jad słyszymy wokalistę Jaruna – Mateusza Kujawę, o którym wypowiadasz się w samych superlatywach. Czy wspólna trasa Jaruna i Ols byłaby szaleństwem?
A.M.O.: Trudny temat. Nie do końca wiem, w jaki sposób mogłabym przełożyć muzykę Ols na scenę bez zaangażowania dodatkowych osób. Gdybym miała zespół, który byłby w stanie to ogarnąć „na żywo” – być może zdecydowałabym się na ten krok.
M.Ż.: Myślałem bardziej o występach audiowizualnych, gdzie muzyka stanowiłaby tło dla Twoich wokaliz.
A.M.O.: Nie ufam takim zabiegom. W przypadku Ols byłoby to trudne, ponieważ w studiu rejestruję mnóstwo głosów, więc efekt koncertowy raziłby sztucznością, a ja cenię autentyczność. Ponadto, nie jestem osobą, która lubi błyszczeć w scenicznym świetle – podobne podejście cechuje Kubę. Co prawda jest liderem Jaruna, ale na scenie woli stać z boku… Krótko mówiąc, lubię zacisze studyjne. Być może też dlatego, że mam nie najlepsze wspomnienia z dzieciństwa, z występów w szkole muzycznej, które kosztowały mnie sporo stresu. Zdecydowanie bezpieczniej czułam się np. w chórach, gdzie byłam jedną z wielu…
II
LOT
M.Ż.: Urozmaicone instrumentarium wykorzystałaś już na płycie Widma, a na Pustkowiach wzbogaciłaś jeszcze temat. Flet poprzeczny, sopiłka, fujary alikwotowe, didgeridoo, szamańskie bębny ramowe itd. Dlaczego? Czy artysta poprzez tego typu poszukiwania próbuje znaleźć w dźwięku coś, czego nie może oddać w słowie?
A.M.O.: Próbuję przede wszystkim zbudować pełne brzmienie. Z pewnością zapytasz, co oznacza ta „pełnia”…
M.Ż.: Pytam.
A.M.O.: Zespół rockowy ma ograniczony katalog instrumentalny. Perkusja, bas, gitary – standard. Ols nie jest zespołem rockowym, więc muszę kombinować. Gdy brakuje sensownego podkładu basowego, sięgam po didgeridoo, uderzam w bęben. Mój głos też ogranicza się do jakiejś skali, dlatego często pozostaje kilka wolnych obszarów, które chętnie zapełniam dźwiękiem instrumentu. Ponadto, istotna jest tutaj symbolika. W mityczno-baśniowych kompozycjach oczywiście mogłabym sięgnąć po gitarę, ale czy fujarka pasterska nie jest lepszym rozwiązaniem? Zanim cokolwiek zaśpiewam, dźwięk zarysowuje już obraz, przygotowując odbiorcę do lotu w określone krainy.
M.Ż.: Po jaki instrument sięgasz najchętniej?
A.M.O.: Lubię wszystkie… W szkole muzycznej uczyłam się gry na pianinie i flecie. W ostatnim okresie flet poprzeczny ustępuje trochę fujarkom i sopiłkom, ale ogólnie unikam ograniczeń, bo przepadam za symfonicznym rozmachem. Na Pustkowiach przeprosiłam się trochę z elektrycznymi gitarami. W początkowym okresie działalności Ols wydawało mi się, że gitary nie do końca współgrają z klimatem projektu. Broniłam się przed śmiesznym, banalnym folk metalem. Tymczasem gitary na Pustkowiach można traktować jako ciekawą przyprawę. W tym kierunku podąży Ols, coraz chętniej podejmuję nowe wyzwania. W trakcie sesji nagraniowej zauważyłam w studiu wielki futerał, więc w końcu zapytałam realizatora, co skrywa… Okazało się, że to wojskowy, elektryczny akordeon ze specyficznymi wiatraczkami, które swoim turkotem wzbogacają dźwięk klawiszy. Piękny efekt! Z pewnością wykorzystam go na kolejnym albumie.
M.Ż.: „Z wierzb do ciebie szepcze bies”, „plątawą snem wonnych ziół”… Czar języka polskiego?
A.M.O.: Piszę w języku polskim, bo myślę w języku polskim. Pewnie byłabym w stanie tworzyć po angielsku, ale nawet w sytuacjach, kiedy tłumaczę swoje teksty czy piszę notkę prasową dla Pagan Records, często muszę zastanawiać się nad odpowiednim doborem słów. W angielszczyźnie brakuje mi kontekstu – szczególnie kontekstu biograficznego, bowiem w języku ojczystym kryją się nasze osobiste doświadczenia. Piszę „rzeka” i jednocześnie maluję w głowie konkretne miejsce, a ono z kolei uruchamia konkretne przeżycia, emocje, nawet pogodę. Nie potrafię w taki sposób tworzyć w języku obcym.
M.Ż.: W utworze Pustka-Wschód wykorzystujesz fragment wiersza Ziemia obiecana Bohdana Ihora Antonycza, a więc język ukraiński. W jakimś sensie obcy, ale jednak nasz… Słowiański. W jakich miejscach i okolicznościach najczęściej piszesz teksty?
A.M.O.: W procesie komponowania muzyki i tworzenia tekstów, zazwyczaj rozpoczynam od miniatury. Melodia, słowo-klucz lub wers drążą moją czaszkę, nie dając wytchnienia. Później dodaję do nich kolejne elementy. Piosenki Ols są tak naprawdę kolażami. Trochę więcej rygoru zachowuję w pisaniu. Wertuję notatki, które później selekcjonuję w bloki znaczeniowe, jednak i w tym aspekcie niejednokrotnie trudno o logikę. Ufam sile intuicji. Czasami rzeczywiście działam zgodnie z konceptem, próbuję zmieścić się określonych ramach tematycznych, ale chyba wolę spontaniczność na schwyconym wrażeniu… Mając na uwadze najnowszą płytę, najdłużej pracowałam nad słowami do Głosów, dlatego że były pisane z myślą o teledysku z dziewczynami-tancerkami, a więc musiałam (i chciałam!) dryfować w tematach ciała, wolności kobiecej itd. Szkic do tego kawałka zajmował trzy strony, ale udało się go później opracować, żeby pasował do krótkiego, dynamicznego utworu.
M.Ż.: Inspirowałaś się chyba teledyskiem Pole walki Marii Sadowskiej, nieprawdaż? Kapitalnym zresztą.
A.M.O.: Nie do końca, nie widziałam nawet tego teledysku. Historia obrazu do Głosów rozpoczęła się półtora roku temu, kiedy to ktoś oznaczył Ols w poście… Sprawdziłam temat. Zobaczyłam dziewczyny pląsające w leśnych kałużach. Kapitalna sprawa! Przeprowadziłam głębszy research, by upewnić się, że wszystkie osoby nadają na podobnych falach światopoglądowych. Nie wiem dlaczego, ale sporo wyobrażeń związanych z „folkiem” ociera się o prawicową konserwę, dlatego niektórzy błędnie myślą, że ja również tkwię w konserwatywno-nacjonalistycznych klimatach. Niesamowicie mnie to wkurza, więc z przyjemnością podjęłam współpracę z osobami, które raczej niechętnie latają z pseudopatriotycznymi symbolami.
M.Ż.: Za to chętnie podpisują się pod słowami: „(…) nigdy iść nie będziesz sama / silna mocą swoich sióstr / nasza magia spoza światła / będzie strzegła twoich dróg”.
A.M.O.: Tak. To wersy inspirowane hasłami z transparentów. Czynnie uczestniczyłam w strajkach kobiet, które moim zdaniem sporo zmieniły w świadomości społecznej. Wcześniej istniały tematy tabu, które teraz poruszamy w przestrzeni publicznej. Uważam, że było to znaczące doświadczenie, szczególnie dla młodego pokolenia. Mam nadzieję, że poskutkuje w niedalekiej przyszłości. Niełatwo ugasić w młodych osobach poczucie mocy sprawczej.
M.Ż.: Równie niełatwo zobrazować pustkę. Podejmujesz próby, sięgasz po neologizmy i epitety. Kreślisz Pustacie naznaczone „martwą ziemią”, „głosem pustych lasów”, które krążą pod „zmęczonym słońcem” wokół „ciemnej wody”.
A.M.O.: Pomył na „pustkę” jako motyw przewodni pojawił się w momencie ukończenia pierwszych trzech kawałków. Pustkę-Wschód napisałam tuż po poprzedniej płycie, zresztą ten kawałek jest trochę „widmowy”, zwraca uwagę balladowo-chóralną wibracją. W tekście przywołuję pustkę realną, bowiem inspirowałam się terenami Beskidu Niskiego, a dokładniej łemkowskimi wioskami wysiedlonymi za sprawą powojennej akcji „Wisła”. Ten opuszczony teren pomiędzy Bieszczadami i Beskidem Sądeckim charakteryzuje nieprawdopodobna magia. Cisza, spokój, ale podszyte przecież ludzką tragedią, dlatego panuje tam specyficzna, nostalgiczno-melancholijna aura. Nieprzypadkowo na płycie pojawia się cytat z twórczości Antonycza – poety łemkowskiego. Trzeba pamiętać, że Antonycz zmarł w wieku 28 lat, dlatego jego wiersze miejscami trącą pewną naiwnością, ale też przyciągają niesamowitymi obrazami i wrażliwością – w jakimś stopniu przypominającą pisarstwo naszego Czechowicza. Następnie powstały Ciemniej i Pustacie, które rozwinęły rozumienie „pustki” już jako symbolu niepokoju egzystencjalnego, pustyni wewnętrznej, psychologicznej, ale też efektu apokaliptycznej katastrofy. Kiedy wszystko ulegnie zniszczeniu (włącznie z kosmosem), powrócimy do miejsca, z którego wyszliśmy, czyli… pustki.
M.Ż.: Czyli Pustać paradoksalnie nie jest osobą, a…
A.M.O.: Krajobrazem. Pustynią, stepem, postapokaliptyczną ruiną świata.
M.Ż.: Ale Wschód to przecież też oddech. Sama stwierdziłaś, że Syberia jest jednym z najpiękniejszych miejsc na świecie.
A.M.O.: Coś w tym jest. Wschód nadal pozostaje miejscem, gdzie pewne elementy przetrwały w stanie nienaruszonym. Mam na myśli tradycję, zwyczaje ludowe, rytuały, które nadal funkcjonują gdzieś w zapadłych wioskach. Chętnie pielęgnujemy tę nęcącą, mistyczną, baśniową część Wschodu, choć teraz nie jest to łatwe w kontekście imperialistycznych działań Rosji.
M.Ż.: W dyskusji o urokach Wschodu uwzględniłbym jeszcze cerkwie i pieśni prawosławne, które też przecież wpływają na Ols.
A.M.O.: Tak. Trochę mi żal, że teraz w środowisku, gdy wspomnisz o pieśniach prawosławnych, to ludzie myślą: БАТЮШКА! Tymczasem БАТЮШКА niewiele ma wspólnego z cerkwią oprócz wizerunku. Kto słyszał cerkiewną pieśń opartą na jednym głosie? Od tego jest chorał gregoriański. Nie jestem znawczynią kultury prawosławnej, bo jednak wychowywałam się w tradycji rzymsko-katolickiej… Zresztą swego czasu chętnie zjawiałam się w kościele, bo mogłam pośpiewać w chórkach i pograć na organach (śmiech). Jestem apostatką, ale pod względem edukacji muzycznej wiele zawdzięczam kościołowi, który był jedynym miejscem we wsi, gdzie mogłam udzielać się artystycznie. Ale jeśli chodzi o liturgię, dużo bardziej poruszają mnie ceremonie cerkiewne. Kocham wielogłosowe formy. Przy okazji zachęcam do wizyty w drewnianych cerkwiach – i grecko-katolickich, i prawosławnych w Beskidzie Niskim. Piękne miejsca.
M.Ż.: Chętnie latasz ponad podziałami i odżegnujesz się od identyfikacji gatunkowej, chociaż dziennikarze próbują określić muzykę Ols terminami: „dark folk”, „dark neofolk”, „ambient”, „blackened folk”.
A.M.O.: Bronię się przede wszystkim przed utożsamianiem mojego projektu z tradycyjnym folkiem. Ols przecież absolutnie nie reprezentuje muzyki tradycyjnej! Mówię o tym praktycznie w każdym wywiadzie i powtórzę raz jeszcze: riffy Ols mają źródło metalowe. Większość rzeczy, które stworzyłam, oparłam na metalowych zagrywkach. To tylko kwestia instrumentarium. Ludzie wpadają w pułapki, bo wsłuchują się w brzmienie instrumentu, ignorując strukturę utworu. Laska z gitarą akustyczną? Poezja śpiewana. Flet? Muzyka folkowa. I tak dalej… Nie zgadzam się na takie uproszczenia.
M.Ż.: Okładka. Pofrunęłaś tutaj w zupełnie innym kierunku w porównaniu z poprzednimi albumami.
A.M.O.: Postanowiłam zamknąć trylogię z okładkami prezentującymi moją twarz. Artystka kryjąca się pod pseudonimem Vječnost, czyli Enisa Hozanović, to Bośniaczka mieszkająca w Niemczech – dziewczyna tworzy biżuterię, maluje i zajmuje się grafiką. Kilka lat temu złapałyśmy kontakt internetowy. Bardzo lubię jej stylistykę, więc zaproponowałam współpracę przy nowej płycie. Kuba zastanawiał się, czy rzeczywiście dokonuję słusznego wyboru, ale byłam zdecydowana i miałam rację. Jestem bardzo zadowolona z efektu. Odpowiada mi klimat tych grafik, który rezonuje z muzyką i treścią.
M.Ż.: Pustkowia to drugi album Ols z pieczęcią Pagan Records. Który zespół ze stajni Tomasza Krajewskiego cenisz najbardziej?
A.M.O.: Zdecydowanie Furię, chociaż czuję się trochę zagubiona w Śnialni. Nie jestem w stanie wczuć się w ten klimat… Liczę, że na nowym albumie Nihil powróci do „furiowatości”.
III
ODDECH
M.Ż.: „Wychowałam się w olchach”, „Lubię te swoje dźwiękowe gęstwiny” – przyznałaś. Wierzysz, że nazwa generuje klimat artystyczny?
A.M.O.: W przypadku Ols najpierw zajęłam się muzyką, dopiero później nazwałam projekt. Nazwa musiała być związana z przyrodą, lasem, drzewami… To dla mnie zdecydowanie najważniejszy temat, bo w takim otoczeniu dojrzewałam. Gdy powracam do okresu dzieciństwa, co widzę? Olchy, moczary, bagna.
M.Ż.: “Mój synu, dlaczego twarz kryjesz we dłonie?”/ “Czy widzisz, mój ojcze? Król olszyn w tej stronie / Król olszyn w koronie, z ogonem jak żmija!” / “To tylko, mój synu, mgła nocna się zwija”. Kojarzysz?
A.M.O.: Goethe, Król Olch?
M.Ż.: Otóż to. Bliżej Ci do syna, czyli wiary w romantyczny fantazmat – czy raczej do oświeceniowego racjonalizmu, którego symbolem w utworze Goethego jest ojciec?
A.M.O.: Jestem przekonana, że w dzisiejszych czasach nie potrzebujemy takiego dualizmu, lecz właśnie fuzji „serca”/„uczucia” ze „szkiełkiem i okiem”. Uwielbiam naukowe opracowania, które są przedstawione w poetycki sposób… Polecam filmy dokumentalne z udziałem Briana Coxa – profesora z Uniwersytetu w Manchesterze. Gość opowiada o kosmosie, o fizyce i astronomii, ale czyni to niebanalnie! Dla mnie ma nic piękniejszego ponad to, co jest. Nie muszę uciekać w magię, w bóstwa, skoro wokół nas istnieje tyle fascynujących rzeczy. Profesor Cox opowiada o nich niezwykle przekonująco, wykorzystując artystyczny filtr. Właśnie tego rodzaju duchowości poszukuję…
M.Ż.: Powiedziałaś, że baśń jest „prawdą o nas samych”. Która ze znanych lub mniej znanych baśni jest najbliższa prawdy o Ols?
A.M.O.: (krótkie milczenie)… Piórko Finista Jasnego Cud-Sokoła. Zwróćcie szczególną uwagę na silną bohaterkę, która na przekór niepowodzeniom bierze sprawy w swoje ręce, zgryza trzy kamienne chleby, ściera trzy żelazne kostury, spotyka trzy Baby Jagi i idzie dalej. Do celu.