Wywiad – Erik Danielsson – WATAIN [MM 2022]

MORZE PIERWOTNE, FARIDA I EKSTAZA

Kilkanaście godzin przed realizacją wywiadu otrzymałem wiadomość o śmierci Romana Kostrzewskiego. Niełatwo było zebrać myśli w natłoku zdarzeń, ale Erik Danielsson okazał się niezwykle empatycznym rozmówcą. Szwedzki wokalista rozpoczął od wspomnień związanych z debiutem Kata, po czym dał się namówić na kilka wątków filozoficznych. Głównym tematem pozostał jednak The Agony&Ecstasy of Watain, czyli najnowszy, kapitalny album plugawej watahy z Uppsali.

Mateusz Żyła: Cześć, Erik. W Polsce wielka, metalowa żałoba.

Erik Danielsson: Tak… Szybko dotarła do mnie smutna wiadomość o śmierci Romana. Nie znałem człowieka osobiście, ale wystarczy mi fantastyczna twórczość Kata. Szczególnie płyta Metal and Hell jest ważnym elementem europejskiego, heavymetalowego dziedzictwa. Wróciłem wczoraj do tego albumu i doszedłem do wniosku, że wciąż wywiera na mnie ogromne wrażenie ze względu na wyjątkowy klimat i świetne utwory.

Napisałeś kilka zdań do przygotowywanej biografii Kata, za co wielkie dzięki (Paweł Kaczyński – pozdrawiam!). W swojej wypowiedzi wspomniałeś o unikalnej, diabolicznej atmosferze, jaką potrafią stworzyć zespoły ze wschodniej części Europy. Co sądzisz o współczesnej scenie blackmetalowej w Polsce?

Słucham wielu zespołów metalowych z Polski, znam osobiście kilku polskich muzyków. Szczególnie podoba mi się Mgła i Kriegsmaschine. Po raz pierwszy spotkaliśmy chłopaków podczas trasy Watain z Dissection w 2004 roku. Staram się być na bieżąco z nowościami na metalowym rynku, ale szczerze mówiąc, jestem bardzo mocno zanurzony w klasyce gatunku. Ulubionym okresem w historii muzyki metalowej pozostaje dla mnie przedział 1980-1993, dlatego najważniejszymi, polskimi zespołami są Kat i Imperator. Szczególnie Imperator reprezentował wszystko to, co kocham w muzyce undergroundowej, czyli szczerość, dzikość i piwniczną mentalność.

W rękach trzymam szwedzkie wydanie wybranych dzieł Stanisława Przybyszewskiego pt. Dödmässa. Przybyszewski doskonale znał się z modernistami ze Szwecji. Ola Hansson, August Strindberg… Lubisz ten okres w historii sztuki?

Bardzo cenię Hanssona, ale nigdy nie spoglądam na sztukę przez pryzmat epoki. Rozumiem, że ramy czasowe są koniecznie dla utrzymania chronologii zdarzeń i zrozumienia kolejnych zjawisk, ale dzieło sztuki mimo wszystko powinno być autonomiczne, wolne od szufladek. Na przestrzeni dziejów powstało tak wiele wybitnych rzeczy, że warto przede wszystkim zgłębiać ich treść bez nazewnictwa motywowanego historią. W końcu sztuka posługuje się uniwersalnym, wspólnym dla nas wszystkich, językiem. Nie mogę oczywiście wypierać myśli, że bliżej mi do okresów, w których to stawiano na piedestale duchowość, tajemnicę, mrok. Romantyzm, modernizm, ale przecież i w pozytywizmie mamy przykłady ciekawych poszukiwań, seansów spirytualistycznych itd. 

W pierwszym paragrafie Watain Manifesto 2022 czytamy: „Our creative expression derives from the collective nightmares of mankind”. Przybyszewski w dziele pt. Na drogach duszy pisał: „Szatan to pojęcie zbiorowe wszystkiego, za co prawa boskie i ludzkie nakładają kary. Nietzsche narzucił w genialnych rysach typ twórczego zbrodniarza, który rozbija tablice starych testamentów”. Ponadpokoleniowe, (nie)świadome porozumienie?

Znajdziemy wiele podobieństw w poglądach, sposobie myślenia charakterystycznych dla artystów przełomu XIX/XX wieku, a tym podstawowym elementem łączącym są archetypy. Oczywiście: rewolucję, apokalipsę czy demona zupełnie inaczej mogą postrzegać ludzie ze wschodu, jeszcze inaczej z zachodu, jednak głęboko wierzę, że na poziomie fundamentalnym to język nacechowany znaczeniem uniwersalnym. Demon istnieje w każdym rejonie świata niezależnie od wiary czy niewiary, nazwy czy też metafory, jaką próbujemy go zobrazować.  

Niezwykle istotnym symbolem zarówno dla Przybyszewskiego, jak i dla Watain, jest krew.

O tak. To bardzo ważny aspekt na wszelkich poziomach naszej działalności. Krew jest kosmiczną, życiodajną siłą. Fani doskonale wiedzą, że koncerty Watain są przesiąknięte krwią, którą traktuję jak nieodłączny, integralny element sabatowego przedstawienia. Dlaczego? Krew otwiera ścieżkę do dzikich, pierwotnych stanów umysłu, jak i naturalnych, animistycznych reakcji nieskażonych parawanem kultury. Zapach zgniłej krwi wyzwala dziwne, bo nieznane dotąd, sygnały naszej osobowości, dlatego połącznie muzyki metalowej, sztuki, krwi, ognia wydaje się niezwykłym, duchowym, niejednokrotnie mistycznym doświadczeniem, dzięki któremu ofiarę składasz z samego siebie poprzez wewnętrzne odrodzenie.

Powróćmy jeszcze do manifestu, gdzie w ostatniej części piszecie: „Our work is a celebration of the chaotic, the sublime, the sacred, the insane and of the triumphant ecstasy of the free spirit”. Chaos i wolność to specyficzne połączenie, co sygnalizował już Albert Camus: „Chaos to także niewola. Bez prawa nie ma wolności”.

Nie wiem, czy zgodziłbym się z Camus… Musiałbym poznać kontekst jego wypowiedzi. Według mnie, chaos jest najwyższym, ostatecznym stanem wolności i poczuciem całkowitego wyzwolenia. Najważniejsze jednak w tych rozważaniach powinno być to, w jaki sposób definiujemy chaos, który społeczeństwu zazwyczaj kojarzy się negatywnie. Buntuję się przeciw takiemu rozumieniu, bo osobiście traktuję chaos jak synonim absolutnego potencjału, który (odpowiednio wykorzystany) potrafi przełamać destrukcyjną stagnację i krępującą kontrolę.

Oprócz pisania i komponowania, zajmujesz się również grafiką. Przeżyłeś kiedyś sytuację, w której dzieło malarskie pomogło ci w stworzeniu utworu muzycznego?

Jasne. Lubię totalne, wielopoziomowe nastawienie. W poszukiwaniu odpowiednich riffów zdarza mi się zerknąć na towarzyszące grafiki, obrazy. Niejednokrotnie przeżywam wtedy wizjonerską eksplozję. Zresztą często porównuję komponowanie muzyki do malowania obrazu. Odczuwam podobne stany uniesienia. Umiejętność myślenia zarówno w kategoriach muzycznych, jak i graficznych, to wielki benefit.

Okładka do The Agony&Ecstasy of Watain jest skondensowana, gęsta. Zwraca uwagę bogata wersja logo. Czy mógłbyś wskazać źródła inspiracji?

Związana jest z tym dość smutna historia… W 2020 roku Timo Ketola przegrał walkę z białaczką. Zaangażowanie Timo w graficzny aspekt wydawnictw Watain jest nie do przecenienia. Traktowałem tego człowieka jak mentora. Wiele się od niego nauczyłem w temacie designu, projektowania okładek, ale również ogólnego podejścia do sztuki. Posiadał obszerną wiedzę z wielu dziedzin, przy tym był bardzo skromny. Zawsze odbierałem go jako średniowiecznego pustelnika, który całkowicie oddaje się temu, co akurat robi. Timo tworzył  rzeczy unikalne. Gdy zmarł, czułem się zagubiony, ale wraz z upływem czasu zrozumiałem, że muszę podjąć wyzwanie i zająć się grafiką nowej płyty Watain. W końcu zabrałem się do pracy i muszę przyznać, że był to niezwykle emocjonalny proces – czułem jakby obrazy rozpalały wyobraźnię. W efekcie postanowiłem połączyć klimat okładek metalowych zespołów undergroundowych z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych wraz z halucynogenną wizją typową dla lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, ale oczywiście okraszoną ponurą barwą.

Spodobało mi się, w jaki sposób określiłeś klimat albumu Trident Wolf Eclipse. Cytuję: „(…) jakbym brał prysznic kamieniami”. Kapitalna metafora. No więc w podobnym tonie spróbuj zobrazować najnowszą propozycję Watain.

[milczenie]… Pierwotne morze rozświetlone piekielnym ogniem.

The Wild Hunt promował utwór All That May Bleed. Jak sam wtedy mówiłeś: miał być ostrzeżeniem. Jakie czynniki spowodowały, że przy okazji nowej płyty postawiliście na The Howling?

Tak naprawdę był to zupełnie spontaniczny wybór, ponieważ emocjonalnie jesteśmy przywiązani do każdego numeru. Staram się jednak zrozumieć sposób myślenia wytwórni, która szuka chwytliwych, reprezentatywnych i „przebojowych” kawałków, więc najprawdopodobniej The Howling wpisuje się w te promocyjne ramy. Jestem ciekawy reakcji na kolejny singiel, który klimatycznie znacząco rożni się od pierwszego [31 marca 2022 roku nastąpiła premiera utworu i teledysku We Remain – przyp. M.Ż.].

Nie sposób nie zauważyć, że wilczy motyw jest dość popularny w waszej twórczości (Wolves’ Curse, Trident Wolf Eclipse), jak i autoprezentacji. „Zawsze byliśmy watahą plugawych wilków” – przyznałeś w jednym z wywiadów. Czego człowiek powinien nauczyć się od wilka?

Wielu rzeczy (śmiech). Zaczęliśmy posługiwać się tym symbolem w erze Lawless Darkness, kiedy mainstream i prestiżowe magazyny coraz częściej spoglądały w naszym kierunku. Myślę o wilkach i dostrzegam dwie uzupełniające się strony. Pierwsza – misteryjna, gdy księżycową nocą wyją gdzieś w leśnym pustelniach. Druga – drapieżna, gdy trzeba rozszarpać ofiarę na kawałki. Piękno i horror – wspaniała kombinacja. Warto dodać, że w językach germańskich „wilk” jest kojarzony znaczeniowo z „wyrzutkiem”. Idealnie w odniesieniu do Watain.

The Agony&Ecstasy… nagrywaliście w nowym lokum Necromorbus studio. Stary kościół, szwedzka wieś – tyle wiemy z informacji promocyjnej dla prasy. Mógłbyś bardziej szczegółowo opowiedzieć o tej lokalizacji i wpływie miejsca na atmosferę albumu?

Urocza wieś otoczona lasami z drewnianym, niewielkim kościołem. Czterdzieści minut drogi od rodzinnej Uppsali. To fantastyczne, klimatyczne miejsce do nagrywania muzyki – stworzone jakby specjalnie dla Watain. Pierwsze dni poświęciliśmy nie tylko na zapoznanie z terenem, ale też dopieszczenie wnętrza. Modyfikowaliśmy ołtarze, wnieśliśmy totemy i kandelabry, narysowaliśmy gigantyczny pentagram na podłodze. Czuliśmy się tam wyśmienicie, dlatego nie mieliśmy większych problemów z ustawieniem brzmienia i uchwyceniem surowego klimatu.

Zdążyłem przesłuchać album kilkukrotnie. Ecstasies in night infinite – potężny początek, ale jestem na łopatkach głównie za sprawą Leper’s Grace i Before the Cataclysm.

Mam podobne odczucia. Before the Cataclysm stanowi dla mnie centralny punkt płyty, dlatego że jest świadectwem czegoś, co pragnąłem skomponować i zaśpiewać od wielu lat. Zwróciłbym również uwagę na ostatni utwór – Septentrion, który jest wyjątkowy z innych powodów… Myślę o bezpośrednim, osobistym przekazie, jak i kompozycji, którą stworzyłem wspólnie z Nilsem [Håkan Jonsson] i Pelle [Forsberg], czyli współzałożycielami, żelaznymi przedstawicielami watahy Watain.

Not sun nor man nor god daje szansę na oddech. Solówka gitarowa i piękne piano w tle…

Kocham miniaturki muzyczne, które przypominają wąską, niepozorną ścieżkę dającą wytchnienie w trakcie wyczerpującej, zaangażowanej podróży zmysłowej. Dzięki takim wstawkom odbiorca ma szansę na chwilę refleksji i przygotowanie do dalszego etapu. Szczerze mówiąc, uwielbiam komponować w tych tonach. Trzymam w archiwum mnóstwo podobnego materiału. Wiem, że nie wszystko pasuje do wykorzystania w zespole, więc…

Solowy projekt?

Niewykluczone, ale teraz wszystkie siły wkładam w Watain.

W utworze We Remain słyszymy Faridę Lemouchi. Opowiedz proszę o kulisach współpracy.

Wpadliśmy na ten pomysł już wiele, wiele lat temu. Idea po raz pierwszy pojawiła się w okolicach 2013 roku, czyli płyty The Wild Hunt, ale nie zgraliśmy terminów. We Remain jest wyjątkowym momentem. Wiedziałem, że potrzebuję magicznego głosu Faridy dla zbudowania odpowiedniej dramaturgii. Spędziliśmy wcześniej sporo czasu we Francji, stworzyliśmy przyjacielską relację… Nigdy nie zapomnę sceny, kiedy rozpoczęła rejestrację wokalu pośrodku kościelnej nawy. Wyglądała niczym Nina Simone czy Édith Piaf, która użycza wielkiego głosu specjalnie dla kompozycji Watain. Nogi się pode mną ugięły… Udział Faridy w nagraniach był dla nas wielkim zaszczytem.

W 2015 roku wypuściliście płytę Tonight We Raise Our Cups and Toast in Angels Blood: A Tribute to Bathory. Jak ocenisz ten album z perspektywy czasu? Planujecie reedycję?

Bathory to absolutny kult, jedna z naszych największych inspiracji, co staraliśmy się pokazać w 2010 roku podczas specjalnego występu na Sweden Rock Festival. Album stanowił ciekawe świadectwo tamtych wyjątkowych chwil i dość szybko został wyprzedany. W tym momencie nie poruszamy tematu wznowienia tytułu – może i dobrze? Limitowany nakład zawsze dodaje aury wyjątkowości.

Watain powraca na trasę. W marcu atakujecie Amerykę Północną wspólnie z Mayhem. Zgłodniały?

Niezwykle. Czuję jakbyśmy wracali na wojnę ze świeżym arsenałem. W czasie pandemii nie próżnowaliśmy, ciężko pracowaliśmy nad nowym materiałem, ale zdążyłem już zatęsknić za chaotycznym żywiołem koncertowym. Odliczam dni do wylotu.

21 czerwca 2022 kończysz czterdziestkę… Symboliczny moment dla mężczyzny. Czego możemy życzyć z tej okazji?

Jestem zadowolony z podjętej wędrówki, więc chciałbym ją po prostu kontynuować.  

PS Kilka minut po zakończeniu rozmowy otrzymałem następującą wiadomość: „I really enjoyed our chat and I am sorry again for the loss of your friend and a true legend in the music scene. Metal i pieklo!!”. Cóż tu więcej dodawać? Człowiek wielkiej klasy.