Barwa norweskiej cyganerii – SATYRICON&MUNCH – reportaż z Norwegii [MM 2022]

Knajpa. Płomienie naftowych lamp. Butelki, szkło. Alkoholowa woń. Konfrontacja maskowych spojrzeń kwitowana pobłażliwym, satanicznym uśmieszkiem. Rozmyte elementy spływają cieniem w sens. Bohema. Szarpanie zimowej nocy. Żaden tam ekspresjonizm, ani też inny „-izm”…

„Pięćdziesięcioletni Edvard Munch, który nigdy nie był żadnym „istą”, gorąco Cię pozdrawia”.

Stanisław Przybyszewski, adresat powyższego liściku, w pamiętnikarskiej książce Moi współcześni. Wśród obcych wyznał: „Rzadko łączyło mnie z którymkolwiek artystą tak bliskie duchowe spokrewnienie, jak właśnie z Edwardem Munchem – i na odwrót – sam to bezustannie podkreślał”. Podkreślał przede wszystkim portretami, szkicami, obrazami. Munch, dotknięty zaklęciem swojej rodaczki Dagny Juel-Przybyszewskiej (zresztą jak pół cyganeryjnej Europy), rysował w odurzeniu smutnego szatana, oniryczne madonny, pocałunki we włosy, trującą zazdrość i immanentną, pożerającą samotność. W artystycznej włóczędze poszukiwał niewyrażalnego w sztuce elementu, który meteor Młodej Polski lokalizował w „nagiej duszy”, a Charles Taylor filozoficznie określił „głębią podmiotu nowoczesnego”. Gdyby przyjrzeć się genezie pomysłu na projekt łączący Satyricon z dziełami Muncha, nie będzie on daleki od tego, co Przybyszewski ujmował w kontekście nowej sztuki, którą widział nie tylko w dziele norweskiego malarza, ale i Hanssona czy Strindberga: „(…) moja teoria o tym tajemniczym węźle wszystkich zmysłów, w którym dźwięk na barwę się przetwarza, powonienie dotknięciem się staje, a hieroglif uczucia mieni się całą tęczą barw i brzmi rozległą skalą dźwięków (…). I już wtedy kiełkowała we mnie i coraz wyraźniejszych kształtów nabierała moja nauka o «nagiej duszy»”. Zbliżamy się więc do idei powinowactw – jedynej szansy dotknięcia w sztuce niewyrażalnego. A chodzi o jak najbardziej precyzyjne zobrazowanie głębi.

Pewnego dnia Satyr założył słuchawki na uszy i wyszedł z domu. Spacerował. Błysk. „Zdziwiło mnie, jak mocno dźwięki płynące bezpośrednio ze słuchawek potęgują moją percepcję – wyznawał artysta w wywiadzie dla Metal Hammera. Mało tego, wpływały nie tylko na mój narząd wzroku lub powonienia, ale również na tempo, z jakim poruszałem się, będąc na łonie przyrody. Zacząłem zauważać rzeczy, na które normalnie nie zwróciłbym uwagi… Po licznych przemyśleniach na ten temat, podjąłem małe eksperymenty. Tworzyłem muzykę, która nie pasowałaby do odtworzenia w naturze. I tak jak się spodziewałem, takowe dźwięki nie miały jakiegokolwiek wpływu na moje zmysły (…). Uzmysłowiłem sobie, że użyta w takiej konfiguracji muzyka to tylko jakieś dźwięki tła albo wytwory, jakie można zestawić na równi z efektami dźwiękowymi. Czyli coś, co nie ma najmniejszego związku z emocjami… Taka muzyka pasuje bardziej do jakiejś imprezy technologicznej albo konwentów fantastycznych. Doszedłem do wniosku, że nigdy nie słyszałem o wystawie łączącej sztukę wizualną z prawdziwą muzyką, która jest nośnikiem emocji, a nie beznamiętnymi efektami dźwiękowymi”. Charles Baudelaire uchwycił to „coś” w myśli Teofila Gautiera, Przybyszewski w muzyce Chopina, Satyr w obrazach Edvarda Muncha.

Stworzenie muzycznej narracji do dzieł Muncha było nie lada wyzwaniem, dlatego inicjatywa i odwaga Sigurda Wongravena są godne podkreślenia. Z pewnością coś mogą o tym powiedzieć panowie z Furii czy Odrazy, choć acedia w śnialni to jednak balansowanie w innych, imaginacyjnych rejonach. Muzycy Satyricon mieli świadomość powagi przedsięwzięcia, wszak słyszeli o życiorysie i twórczości swojego niebanalnego rodaka już w najmłodszych klasach. Zoom. Łączymy się z Frostem. „W Norwegii Munch to kultowy artysta, którego nie można nie znać – przyznaje perkusista. Wielka postać w historii sztuki. Po raz pierwszy zetknąłem się z jego obrazami w wieku 9-10 lat. Nie do końca pamiętam, jakie wrażenia wywarły na mnie te dzieła, ale pewnie byłem zbyt młody, żeby w pełni zrozumieć temat czy idee. Niedługo później zawitałem do muzeum Muncha, mieściło się jeszcze w starej, skromnej siedzibie. I to już uderzyło. Czułem, że barwy i klimat rezonują, wołają, niepokoją. Szczególnie zapamiętałem „Inheritance” – niemowlę w rękach płaczącej matki. Z jednej strony dzieło bezpośrednie, z drugiej skrywające wiele zagadek. Dlaczego kobieta płacze? Czy niemowlę jest nieżywe? A może to wyłącznie metafora? Symbol? Munch był mistrzem w wyrażaniu nie tylko duchowości, ale też fizyczności człowieka”. Choć Satyr w wywiadach promocyjnych określał Muncha „pierwszym norweskim blackmetalowcem”, to jednak dźwięki zarejestrowane na albumie  Satyricon&Munch absolutnie blackmetalowe nie są… Nie jest to również – jak zaznaczał wokalista – muzyka filmowa ani tym bardziej ambient. To po prostu Satyricon. „Satyr świetnie ujął temat – przyznaje Frost. Tak właśnie brzmi dziś Satyricon. Takim ten zespół jest współcześnie. Niejednoznaczny, wielowymiarowy. Płyta jest rezultatem długiej podróży twórczej. Wiernie dokumentuje nasze uczucia i interakcję z obrazami Muncha, a te kierowały poza gatunkowe ramy, poza jakiekolwiek kategorie. Projekt Satyricon&Munch jest wolnością, refleksją, ponadczasowym dialogiem z ponadczasowym malarzem”.

Teoria rotacji prądów kulturowych co prawda przybliża korelacje pomiędzy epokami historyczno-literackimi, jednakże trudno łączyć średniowiecze z moderną, dlatego też co bardziej ortodoksyjni zwolennicy Satyricon spod znaku Dark Medieval Times mogą mieć problem z przetrwaniem w prawie sześćdziesięciominutowym, niedefiniowalnym dźwiękowo formacie Satyricon&Munch. Frost: „Praca nad „Dark Medieval Times” była ważna ze względu na poszukiwanie tożsamości. Zanurzenie się w specyfice sztuki średniowiecznej umożliwiło nam wówczas znalezienie kierunku dla naszej ekspresji. Właściwie to poszukiwanie nadal trwa… Ciągle spoglądamy za różnymi, nieznanymi wcześniej, ścieżkami. Nigdy nie patrzymy za siebie, Satyricon zawsze zmierza do przodu i próbuje dotrzeć do niezbadanych miejsc. Tak właśnie rozumiem sens pojęcia „modern” – czyli płynność, tymczasowość, dynamika. W takiej perspektywie Satyricon jest bardzo modernistyczny”.

Muzycy zanurzyli się w obrazach norweskiego malarza, konsultowali sprawy ze znawcami jego twórczości, jak i pracownikami muzeum Muncha, które doczekało się nowej, pięknej lokalizacji w samym sercu industrialno-akwatycznej części Oslo (w sąsiedztwie majestatycznego gmachu Opery Narodowej). Zanim jednak wsiądziemy do windy i wzniesiemy się na dziesiąte piętro budynku, właściwie dizjanerskiego arcydzieła, spójrzmy do wnętrz studia. Lysaker, Råde… Tam zmęczony Satyr uwikłany w gąszczu kabli. Poszukuje twórczej iskry, skrywa głowę w dłoniach. Wydaje się, że zastygł w ciemności, a jednak błądzi po rozświetlonym moście wraz z postaciami Muncha. Bogactwo formy potęguje bogactwo instrumentarium. Syntezatory analogowe, rozmaite gitary (w tym barytonowe), theremin, wiolonczela, altówka, klarnet basowy i kontrabasowy, jouhikko, skrzypce, fortepian… Nie mogło zabraknąć instrumentów perkusyjnych. Niewątpliwym walorem albumu duńskiego fotografa Mortena Andersena – który stanowi już elementarne świadectwo tworzenia historii Satyricon&Munch – są zdjęcia przybliżające emocje Frosta w trakcie sesji nagraniowej. Ten diabelski wzrok, ten mongolski amok pośród nabijanych nut! „To było cudownie dziwne, niezwykle eksperymentalne doświadczenie – mówi Frost. Na początku zastanawiałem się, w jaki sposób Satyr obejmie temat, ale dość szybko zdałem sobie sprawę, że wyruszamy w ciekawą podróż muzyczną. Najbardziej ekscytująca była właśnie ta niewiedza, w jakim kierunku popłyniemy… Czy znajdziemy odpowiednie rozwiązania rytmiczne i brzmieniowe? Próbowałem nadążyć za myśleniem, za wyobraźnią Satyra. Szukaliśmy niebanalnych rozwiązań, dlatego ta muzyka jest tak uduchowiona”.

Słyszę głos Frosta, kamerkę ma jednak nadal wyłączoną. Podnoszę album Andersena i przyznaję, że kapitalne te foty w koszulce Hellhammer. Trafiłem w czuły punkt. Nie mija kilka sekund, a na ekranie pojawia się szlachetna, lekko uśmiechnięta twarz artysty spacerującego po własnym, dość skromnym mieszkaniu. A jakże… Spacerującego w tym samym t-shircie! „Uwielbiam twórczość Toma. Szanuję każdy etap jego twórczości, choć oczywiście jestem szczególnym fanem wczesnych rzeczy: demówki, EP-ka „Apocalyptic Raids” – wylicza Frost. Wykonał też kawał świetnej roboty z Celtic Frost. Tom potrafi zadbać o swoje dziedzictwo, ale nie boi się szukać nowych dróg. Cenię to, co robi z Triptykon. Kiedy usłyszałem w ich wykonaniu utwory Hellhammer wyczułem dokładnie tę energię, która powinna charakteryzować blackmetalowy show”. Chciałoby się chwilę o Gigerze, ale musimy wracać do barwy norweskiej cyganerii.

Powiew chłodnego powietrza zaprasza do wielkiego, ciemnego pomieszczenia. Jedynym kierunkowskazem pozostaje podświetlony autoportret Muncha (dokładniej: Self-Portrait under the Mask of a Woman), tuż obok niego krótkie, słowne wprowadzenie w języku norweskim i angielskim: „Music, space and art come together in this exhibition to envelop the viewer in an atmospheric chamber. Composed by Norwegian black metal band Satyricon, the music was created in reaction to the paintings on view by Edvard Munch. The emotive notes and musical landscapes resonate with the artist’s expressive motifs. Just like Munch’s art, Satyricon’s composition plays with existential themes and contrasts that encourage reflection and contemplation. In the tension between the electric and the acoustic, the delicate lines and powerful brush strokes, the monumental and the intimate, sound and image complement and amplify each other. This exhibition is a collaboration between Satyricon and MUNCH. Formed in 1991, Satyricon is today one of the world’s most influential black metal bands. The music in the exhibiton bears the band’s unmistakable signature, but the format and instrumentation clearly depart from their previous creations. Munch ceaselessly explored the possibilites of art and the experimental and emotionally charged approach is something Satyricon shares with the artist”. Z dwóch ścian atakuje kilkanaście prac Muncha. W przestrzeni unoszą się dźwięki Satyricon. W tej mistycznej atmosferze możesz siedzieć, stać, leżeć…

Niektórzy rzeczywiście wpatrują się w obrazy, po czym spoczywają na dywanie, zamykają oczy, filtrują wrażenia wraz z wszechogarniającą nutą. Percepcyjna ekstaza? Przywołuję w pamięci Przybyszewskiego: „(…) takiego Szopena jeszcze nigdy nie słyszeli, nawet wyobrazić sobie nie mogli, by to, co im grałem, było Szopenem, (…) a tu nagle posłyszeli jakieś grzmiące, bohaterskie podchody, ból duszy do naga obnażonej, straszne a bolesne cierpienie, które się przed ludźmi kryje w wytwornym uśmiechu, a gdy się krzykiem zdradziło, to takim, który niebiosa w pasy drze, jak na obrazie Edvarda Muncha, zatytułowanym: Skrieg”. Wystawa nie objęła najbardziej znanego dzieła Muncha. Cóż z tego, skoro The Magic Forest w połączeniu z Satyricon wprost hipnotyzuje. Podobnie Vampire czy Under the Stars. No tak, miłość… Tutaj znów nie mogę uwolnić się od myśli szatana Młodej Polski. „Munch nie zna szczęścia w miłości. Miłość dla niego straszną męką, bolesną tajemnicą, darem Pandory, co strach, rozkład i ból światu przyniosła. I smutny a głęboki artysta-filozof chodzi i błąka się w ciemnem kole ciemnych zagadnień: co znaczy potęga chuci? (…) Co znaczy tęsknota, co łańcuchy zrywa, by móc się dostać do ukochanej kobiety? I czymże potęga kobiety, co mężczyznę w mężczyźnie od nowa odtwarza, przerzuca w nim instynkty, gasi jedne, wznieca drugie, przeistacza je i przekształca? Oczywiście nie może znaleźć odpowiedzi na te pytania, ale przeświadczenie jakiejś przerażającej, a niszczącej siły w życiu miłosnem tak przepaliło jego mózg, że z każdego wrażenia miłosnego jakie otrzymuje, wykrzykują te straszne zapytania, a głęboki pesymizm jego duszy wyrasta w całym swym czarnym przepychu. I to jest jego najistotniejszy czyn, czyn geniusza, że ukazuje wszystko w nowym świetle, tworzy nowe syntezy i otwiera nowe widnokręgi życiowe” – pisał Stach w eseju Na drogach duszy. Może i typowa przybyszewszczyzna, ale tak się powinno czytać malarstwo. Jestem przekonany, że Satyricon w podobny sposób intepretował dziedzictwo Muncha. W innym wypadku nie powstałaby tak enigmatyczna, wielowymiarowa muzyka. Jej piękno najpełniej można oczywiście uchwycić w muzeum Muncha, ale materiał będzie również dostępny na winylu i płytach kompaktowych. Warto dać mu szansę. Co z koncertami? „Mamy w planach, ale musimy znaleźć odpowiedni klucz do prezentacji live tego, bądź co bądź, specyficznego albumu – tłumaczy Frost. Nie wiemy jeszcze, czy odważymy się na całość, czy zagramy tylko fragmenty, ale z pewnością będzie to ekscytująca sprawa”. Wystawę Satyricon&Munch odwiedziło w przeciągu czterech miesięcy ponad 350 000 ludzi, w tym sir Nick Cave…

Kilka lat temu Satyr, bodajże na naszych łamach, porównał black metal do bluesa. Ujęło mnie to zestawienie. Tak bardzo jak słowa Beth Hart dla Teraz Rocka: „Poczucie wyzwolenia stworzyło blues. Muzyka, bez względu na gatunek, ma dodawać energii, dawać nadzieję i być ukojeniem. Jestem kimś więcej niż twierdzisz, że jestem – o tym jest blues. To muzyka wojowników”. I gdy spoglądam na zdjęcie muzyków Satyricon, wykonane pod koniec sierpnia tuż przed zamknięciem wystawy w muzeum Muncha, widzę po prostu dwóch eleganckich, dumnych blackmetalowych bluesmanów-wojowników z Norwegii, którzy mają poczucie, że stworzyli „coś” bardzo szczerego. Wartościowego. Ważnego.

Mateusz Żyła,

[czerwiec-wrzesień 2022, Oslo/Czechowice-Dz.]

PS W tym miejscu chciałbym podziękować Robertowi, który zaprosił i fantastycznie ugościł mnie w Norwegii. To dzięki niemu miałem szansę wraz z Darkiem Giełdoniem zwiedzić nie tylko muzeum Muncha, nie tylko Nasjonalmuseet (z okładkami De Mysteriis Dom Sathanas i Panzerfaust!), ale również podążyć śladami historii Mayhem.