Naśladowanie Tuwima

Niebo rozwarło paszcze i deszczem

Splunęło na przystanki w mieście

Na asfalty, na parki, na pyski pijacze

Na gbury, na rury, na oczy łajdacze

………………………………

W autobusie tumult, rwetes, szumy

Hałas, wariactwo, gmin i kumy

Zajęte miejsce pod oknem

Za szybą widok, komfort, „Wygodnie”

– pomyślałem. Krótko trwa stan ten błogi,

Bo o to dostaję z pośladka i… z nogi.

Na sprawcę patrzę i nie dowierzam

Otyła, ruda… „Kobieta czy zwierzak?”

– nie zdążyłem mych myśli zebrać

Gdy o inne rzeczy wypadałoby żebrać.

Jakie? Nie uwierzycie! O estetykę jedzenia

Mianowicie.

Spoglądam, obserwuję, patrzę

A jej usta jak kartacze

Kanapkę rozwalają na strzępy.

Już nie widać pomidora. Widać za to zęby.

Ostre, kąsające, głodne, wilcze.

Pragnę się odezwać, ale nadal milczę.

Chleba w każdą stronę lecą okruchy

Na cyce, na lice, także na me… ciuchy.

A jak skończyła? Tak jak zaczęła

Palce lepkim jęzorem owinęła

Umyła, beknęła, siarczyście zaklęła.

„Pan już wysiada?” – wtem charknie zapyta.

„Tak, droga Pani…” i z brukiem się witam.

Nad kulturą jedzenia w sposób eksplicytny

Mówić, mówić. To cel ambitny, szczytny.

Ile takowych niewiast napotkam jeszcze?

Oby żadnej. Była dziś jedna, ale jej już ni ma

Jeśli spotkam,

znów zabawię się w Tuwima…

grudzień 2013