Przewrotna aktywność “Chłopów”? Recepcja powieści Reymonta w/po najnowszej adaptacji filmowej

Należy rozpocząć od myśli – pośrednio „zaczepionego” w tytule artykułu – profesora Ryszarda Koziołka: „Coraz trudniej znaleźć powód, aby czytać Chłopów jako epicką powieść o związku człowieka z ziemią, którą uprawia i która go żywi. O wiele łatwiej zobaczyć w Chłopach przenikliwe studium o polskiej wsi na progu nowoczesności, a konkretnie: fabularyzowaną historię poronionych narodzin nowego podmiotu politycznego – chłopów”.

Choć o powieści Reymonta pisano sporo i czyniły to autorytety polskiej humanistyki, m.in. Maria Rzeuska czy Kazimierz Wyka, których zresztą prof. Koziołek przywołuje w początkowej części eseistycznego wywodu, to jednak nikt wcześniej nie odkrył w Chłopach ich „bierności politycznej”. Badacze podkreślali głównie syntetyczną wartość dzieła, poszukiwanie etnicznej i antropologicznej pierwotności, skupiali się nad jego fabularną kierunkowością, strukturalizacją, tudzież mitotwórczą energią. Ryszard Koziołek może nie wywraca interpretacyjnego stołu, ale z szacunkiem do od-krytych już kart oferuje czytelnikowi nader oryginalne i nowoczesne od-czytanie. Dlaczego? Dlatego że – tak jak i inni (w tym autor niniejszego tekstu) – pozostaje oczarowany narracyjną witalnością, bogactwem stylistycznym, ale ów percepcyjny zachwyt nie odurza go na tyle, by w kontekście polityczności powieści nie zdobyć się na rebeliancką, obnażającą dynamiczny pozór tezę: „Dzieje się wiele, ale nic się nie wydarza”. Prof. Koziołek nie oszczędza wybranych bohaterów Reymonta, a już szczególnej demaskacji doczeka się uszczypliwa, charakterna Jagustynka, bowiem z charyzmatycznej kontestatorki nieoczekiwanie staje się „wentylem systemu”. Zastygłego systemu. Nadzieję i wybawienie dla uśpionego, biernego politycznie społeczeństwa Lipiec, prof. Koziołek chce widzieć w „potencjalnej rewolucji”, „profanacji”, którą uosabia Jagna, ale i w przypadku historii tej postaci, profetyczna konkluzja jest mało pocieszająca.

Przewrotna aktywność Chłopów? Pytaniem zawartym w tytule nie zamierzam polemizować z przesłaniem przywoływanego tekstu prof. Koziołka, wszak poszukiwań owej „aktywności” nie podejmuję w obszarze typowo politycznym. Nie aspiruję również tutaj do zabierania głosu w niezwykle istotnej, bolesnej, ale też niezbędnej, katartycznej dyskusji w kwestiach chłopskich, wszak nie tylko zrobił to już Adam Leszczyński w Ludowej historii Polski, Kacper Pobłocki w Chamstwie czy Joanna Kuciel-Frydryszak w Chłopkach. Opowieściach o naszych babkach, ale temat podejmuje również polska kinematografia. Z jakim efektem? Rozmaitym, czego interesujące świadectwo stanowi choćby rozmowa o obrazie polskiej wsi w najnowszym kinie pomiędzy prof. Piotrem Kletowskim, drem Janem Śpiewakiem i drem Mateuszem Wernerem [zobacz]. Naukowcy niemało uwagi poświęcili najnowszej adaptacji powieści Reymonta. Może właśnie filmowe dzieło pt. Chłopi w reżyserii DK i Hugh Welchmanów sprowokowało refleksję nad tytułową „przewrotną aktywnością”? Jeśli tak, co ona właściwie oznacza?

***

Praca nad Chłopami kosztowała Reymonta sporo zdrowia. Aurelia Reymontowa, żona pisarza, wspominała: „Pierwszy tom Chłopów pisał Władek w Bretanii, nad morzem (…). Gdy skończył opis wesela, nad którym niemal bez przerwy pracował kilka dni – po prostu padł bez sił na łóżko, tak doszczętnie wyczerpany, że, wystraszona, sprowadziłam natychmiast lekarza. Obejrzał, opukał, obadał i wreszcie zapytał: – Co się z panem działo, że pan się doprowadził do tak groźnego stanu? – Przez trzy doby bez przerwy tańczyłem oberka – odpowiedział pacjent”.

Nie będzie przesadne stwierdzenie, iż ekipa filmowa podjęła równie tytaniczną pracę, ponieważ produkcyjny taniec trwał prawie… osiem lat. Pierwsze pomysły pojawiły się w umysłach reżyserów już w ostatnich etapach realizacji Twojego Vincenta, czyli „namalowanej” i nominowanej do Oscara historii Van Gogha, bowiem właśnie wtedy DK Welchman odkryła ponownie wartość powieści Reymonta, chwilę później podobnej eureki doświadczył jej mąż. Oprawą muzyczną zajął się multiinstrumentalista i producent muzyczny Łukasz L.U.C. Rostkowski, który „w poszukiwaniu idealnej formy ścieżkę dźwiękową stworzył kilkakrotnie”, a finalną, czterogodzinną wersję wypełnia talent prawie stuosobowej, międzynarodowej orkiestry Rebel Babel. Nieprzypadkowo w wywiadzie dla Anywhere Platforma Medialna najczęściej używanym słowem przez kompozytora jest „zmęczenie” [zobacz]. Trud nie poszedł jednak na marne, bowiem film zyskał mnóstwo pozytywnych ocen i pochlebnych recenzji (słynnym wyjątkiem okazała się krytyczna opinia poczyniona przez Tomasza Raczka), jego twórcy zasłużyli na prestiżowe nominacje (Paszport Polityki) i nagrody (Orły, Złote Lwy), a do kin powędrowało prawie 1,8 mln ludzi. Co ciekawe, zarówno L.U.C., jak i Robert Gulaczyk (rola Antka Boryny) jeszcze w fazie przedprodukcyjnej zareagowali na hasło „Chłopi” alergicznie… Wydaje się, że nie tylko ich pokolenie, czyli pokolenie osób urodzonych w okolicach 1980 roku, kojarzy powieść Reymonta z językową i tematyczną… naftaliną.

***

Zachęcony poziomem filmu DK i Hugh Welchmanów oraz żywiołowością dyskusji w temacie podczas ćwiczeń, zaprosiłem studentów pierwszego roku (kierunek: Komunikacja internetowa) do wzięcia udziału w ankiecie. Pierwsza jej część dotyczyła ogólnego odbioru lektur szkolnych, obejmowała więc takie zagadnienia jak: ulubiona epoka / najnudniejsza epoka / ulubiona lektura / najnudniejsza lektura / najlepsza adaptacja filmowa lektury szkolnej / najgorsza adaptacja filmowa lektury szkolnej. Okazało się, że najpopularniejszą epoką historyczno-literacką wśród czterdziestoosobowej grupy jest Romantyzm i Młoda Polska, najmniej głosów przydzielono dla Średniowiecza, Renesansu i Oświecenia. W kategorii „ulubiona lektura” zwyciężył Rok 1984 Orwella, wyprzedzając nieznacznie Zbrodnię i karę Dostojewskiego, Lalkę Prusa i Dżumę Camusa. Chłopów nie wymienił nikt. Wskazując „najnudniejszą lekturę”, studenci nie oszczędzili Adama Mickiewicza, bowiem najczęściej przywoływali część trzecią Dziadów lub Pana Tadeusza (co jest dość zaskakujące, zważywszy na wyniki w obszarze: „ulubiona epoka”). Chłopów nie wymienił nikt. Tytuł powieści Reymonta pojawił się dopiero w kategorii „najlepsza adaptacja filmowa lektury szkolnej” i… zyskał najwięcej głosów wraz z Lalką (reż. Wojciech Jerzy Has). W kontekście analizowanego tematu ważniejsze są jednak wyniki drugiej części ankiety:

  • Czy przeczytałaś/przeczytałeś w szkole Chłopów?

TAK  [25]         NIE [15]        CAŁOŚĆ [5]         FRAGMENTY [20]

  • Skojarzenia z powieścią Chłopi:

wieś, tradycja, praca, ogólne funkcjonowanie społeczeństwa wiejskiego, zasady społeczności, hierarchia, styl życia chłopów, trudne życie na wsi, walka o ziemię, Wesele Wyspiańskiego, „trójkąt miłosny”: Boryna – Jagna – Antek, motyw skłócenia rodziny oraz wygnania, zmienność pór roku, cykliczność egzystencji, przemijanie, malownicze przedstawienie realiów polskiej wsi końca XIX wieku, epopeja narodowa (?), chłopi na kresach wschodnich, rozległe, nudne opisy, długie, monotonne dzieło napisane trudnym językiem, Jagna i jej wątpliwa moralność, Młoda Polska, wpływ natury na życie codzienne człowieka

  • Czy obejrzałaś/obejrzałeś serial Chłopi (1972) w reżyserii Jana Rybkowskiego?

TAK [5]                         NIE  [35]

  • Czy obejrzałaś/obejrzałeś film Chłopi z 2023 roku?

TAK [20]                        NIE [20]

  • Co skłoniło Cię do obejrzenia tego filmu?

opinie, relacje innych ludzi, recenzje, rekomendacje, rozgłos wokół filmu, wykorzystanie nowatorskich metod produkcji, towarzystwo i polecenie filmu przez wykładowcę, „malowany” styl filmu, unikalność produkcji, bardzo dobre wrażenie po filmie Twój Vincent, ścieżka dźwiękowa / muzyka / oprawa muzyczna, tematy ludowe, ekranizacja klasyki polskiej literatury

  • Wady i zalety filmu:
WADYZALETY
niedokładne odwzorowanie dzieła Reymonta
„malowana produkcja” – trud w odbiorze
przemoc w filmie (walka w lesie, wygnanie, gwałt)
brak niektórych bohaterów
przerysowane postaci
„zlepek” różnych scen
wstrętna rola Antka Boryny
idealizacja Jagny
niedopracowanie filmu (rozmazany i nieczytelny obraz w kilku scenach)  
styl filmu
sposób przedstawienia bohaterów
gra aktorska
dobór aktorów do postaci
muzyka, świetna ścieżka dźwiękowa
język
animacje, piękne obrazy
brak nudy
dynamika
ukazanie zmienności pór roku
odzwierciedlenie starej wsi, ludowość
odwzorowanie fabuły Chłopów Reymonta
„chwytający za serce”
przedstawienie Jagny we współczesnym pięknie  
  • Czy po seansie miałaś/miałeś ochotę przeczytać powieść Reymonta?

TAK [9]        NIE [10]

Jeden z ankietowanych odpowiedział w następujący sposób: „I tak, i nie. Z jednej strony ciekawiło mnie, w jaki sposób zostało to przedstawione w książce, z drugiej zaś szybko bym odpuścił. Więc był to tylko impuls po filmie”.

W tym miejscu trzeba zwrócić szczególną uwagę na dwa ciekawe i zarazem zaskakujące elementy ankiety. Po pierwsze: studenci w skojarzeniach z powieścią Chłopi nie podkreślili jej rytmu, dźwięku, muzycznego tonu, za to pozytywnie skojarzyli owe aspekty w kontekście produkcji Welchmanów. Po drugie: najczęściej wskazywaną przez studentów wadą filmu było: „niedokładne odwzorowanie dzieła Reymonta”, która jawić się może jako ich nieświadoma (przecież większość ankietowanych nie przeczytała całości) tęsknota za czymś, co majaczyło już w kategorii skojarzeń z powieścią („tradycja”, „hierarchia”, „zasady społeczności”, „cykliczność egzystencji”), ale nie wybrzmiało dokładnie… Zastanówmy się nad tymi kwestiami.

***

Jan Klata, reżyser teatralny, odpowiedzialny m.in. za sztukę Wesele na podstawie dramatu Stanisława Wyspiańskiego, wyznał: „Zacznijmy od tego, czym jest Wesele? Imprezą. Były próby inscenizowania dzieła Wyspiańskiego bez muzyki, ale to się musi skończyć katastrofą. Odbiorca Wesela powinien wiedzieć, jakie elementy powodują, że na moment topnieją wszystkie urazy i na kilkanaście godzin udaje się połączyć zwaśnione strony. A co je łączy? Ziemia. Nieużytki. Piaski piątej klasy, na których rosną rachityczne bory. Gąszcz działkowych ogródków. Hałdy. Smog. Muzyka Furii oddaje to znakomicie, co można było dostrzec pod koniec pierwszej części spektaklu, gdy wraz z nadejściem Nihila (Chochoła) rozpoczyna się pięciominutowa scena wywoływania duchów i tańca do utworu Za ćmą, w dym”.

Ruch Klaty niewątpliwie był odważny. Zaproszenie blackmetalowców z Furii, aby zajęli się oprawą muzyczną spektaklu i połączyli twórcze siły z uznaną ekipą aktorską Teatru Starego w Krakowie stanowiło niemałe ryzyko. Intuicja nie zawiodła jednak reżysera, przedstawienie cieszyło się ponadprzeciętnym zainteresowaniem, a współpraca pomiędzy śląskimi muzykami i krakowskimi aktorami nie zamknęła się wyłącznie na teatralnych deskach (i postumentach), ale rezonowała także w innych obszarach, czego świadectwem słuchowisko Furia w Śnialni. Wesele bez muzyki nie ma prawa istnieć. Wiedział o tym Andrzej Wajda, kiedy na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku zaangażował do realizacji filmowej Czesława Niemena; wiedział o tym również Jan Klata. Czy drugie najpopularniejsze dzieło młodopolskie traktujące o ludowości, czyli Chłopi Reymonta, może się obyć bez muzyki? Produkcja Welchmanów ze ścieżką dźwiękową zespołu L.U.C.&Rebel Babel Film Orchestra podsuwa jednoznaczną odpowiedź, tudzież jest potwierdzeniem wrażliwej i czujnej lektury tekstu Reymonta. Oto kilka wybranych fragmentów Chłopów:

„We wsi poczynał się już zwykły ruch (…) – że ino dudniło po obu stronach stawu i krzyk się wzmagał, bo drogi były zatłoczone bydłem ciągnącym na paszę, pokrzykami, co wybuchały raz wraz z niskiej, ciężkiej kurzawy jaka się była wznosiła z orosiałych dróg”;

„Gwar już był znaczny, a wzmagał się z każdą chwilą; głucha wrzawa huczała niby bór, kiej morze się kolebała, biła o ściany domów i przewalała z końca w koniec, że tylko niekiedy słychać było ryki krów, to granie katarynki przy karuzeli, to płaczliwe lamentacje dziadów albo ostre, przenikające piszczałki koszykarzy”;

„A dzwony biły wciąż. Ponury hymn rozlewał się ciężko w martwym, ogłuchłym powietrzu, opadał na pola jękami, huczał po lasach i wsiach żałością, płynął światem całym, że ludzie i pola, i wsie zdały się już być jednym, wielkim sercem, bijącym skargę żałosną”;

„W karczmie zaś zabawa już szła rzetelna, muzyka rznęła co sił i tany szły za tanami, pito już we wszystkich kątach, gdzieniegdzie już przychodziło do sporów, a wszędy gadano tak głośno, że wrzawa przepełniała izbę, a tupoty taneczników rozlegały się kieby bicie cepów”;

„Wywarli drzwi na rozcież, wywarli okna, a dom buchał wrzawą, światłami, dygotał, trząsł się, trzeszczał, pojękiwał i coraz mocniej hulał, że już się zdawało, jako te drzewa i ludzie, ziemia i gwiazdy, i te płoty, i ten dom stary, i wszystko ujęło się w bary, zwiło w kłąb, splątało, i pijane, oślepłe, na nic niepomne, oszalałe, taczało się od ściany do ściany, z izby do sieni, z sieni na drogę płynęło, z drogi na pola ogromne, na bory, we świat cały wirem tanecznym szło, toczyło się, kołowało i nieprzerwanym, migotliwym łańcuchem w brzaskach zórz wschodzących przepadało”.  

Podobnych fragmentów w książce Reymonta jest mnóstwo. Muzyka, rytm, gwar, dźwięk współgra praktycznie z każdym obszarem egzystencjalnym społeczeństwa Lipiec. Nie tylko jarmark, karczma, rodzinne uczty w chatach, ale i wszechogarniająca (pracę, odpoczynek, sekretne schadzki), personifikowana, „dudniąca” i „hucząca” przyroda nie zapewnia akustycznej ulgi. Ekspresyjna kulminacja, „wykrzyk ziemi i duszy” (by przywołać kategorię Stanisława Przybyszewskiego), wybuchowa synteza rozbuchanej natury i odurzonego ciała ma miejsce w trakcie wesela Jagny i Boryny. Literatura, szczególnie literatura modernistyczna, umiejętnie znosiła stylistyczną klęskę urodzaju (nie była jej obca teoria powinowactw), toteż weselisko Boryny przytłacza zmysły odbiorcy wielobarwną, spazmatyczną metaforyką, wręcz dusi go naporem krzykliwych czasowników („buchał”, „dygotał”, „trząsł się”, „trzeszczał”, „pojękiwał”). W tym aspekcie twórcy filmu i kompozytor bezsprzecznie stanęli na wysokości zadania. Umiejętna konsolidacja dźwięku, słowa i obrazu pozwoliła tak przekonująco wybrzmieć scenom zarysowanym ponad sto lat wcześniej przez Reymonta. Babie lato, Deszcz, Mazur weselny, Miłosny opętaniec… Nie ma więc Chłopów bez muzyki. Nie tylko obejrzeli, ale i usłyszeli to ankietowani studenci. 

***

DK Welchman przyznawała, że interesuje ją przede wszystkim realizacja filmu o Jagnie. Nieprzypadkowo więc w ankiecie pojawiły się komentarze o produkcji: „zlepek” różnych scen, idealizacja Jagny, niedokładne odwzorowanie… Nie jest nic szokującego w tym, iż twórcy adaptacji już w procesie tworzenia niejako selekcjonują i interpretują tekst źródłowy, niemniej w przypadku filmu Chłopi chyba zbagatelizowano niezwykle istotny element, o którym wspomina Stefan Lichański: „Dzieła bowiem takiej miary, jak Placówka czy Cham, Szkice węglem czy Beldonek lub Margiela i Margielka, dają obraz rzeczywistości chłopskiej jednostronny i fragmentaryczny. Dopiero Chłopi tworzą syntezę osiągnięć tego nurtu literackiego, a zarazem artystyczną syntezę życia chłopskiego, chłopskiego sposobu myślenia i odczuwania”.

Kluczowe w kontekście rozważań jest pojęcie „syntezy” jako komfortowego poczucia wypełnienia, swoistej klamry, która potrafi okiełznać czmychającą w wiele struktur i wątków opowieść. W dziele Reymonta ową klamrę nietrudno wychwycić. Tworzą ją pierwsze, wypowiedziane przez Agatę, słowa: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” oraz ostatnie pozdrowienie dziada-włóczęgi: „Ostańcie z Bogiem, ludzie kochane”. Sakralizacja fabuły (w tym natury), porównania i motywy religijne, jak i cykliczny kalendarz akcji wyznaczony przez święta kościelne mają oczywiście podkreślić misteryjny związek egzystencji człowieka z życiem i zmiennością przyrody, ale też ludowe umiłowanie wielobarwnej obrzędowości katolickiej. Widziałbym w tym jeszcze coś. Coś, co umknęło twórcom filmu, a wydaje się niezwykle istotne dla społeczeństwa późnej nowoczesności. Społeczeństwa – by odwołać się do kategorii Byung-Chul Hana – transparentnego, paliatywnego, pozbawionego „aury” i „głębi” społeczeństwa zmęczenia, któremu w tym zracjonalizowanym, cyfrowym roju brakuje narracyjnego rdzenia. W książce pt. Kryzys narracji i innej eseje, Han rozpoczyna rozważania od przywołania Iliady Homera: „Gniew jest tutaj stworzony dla pieśni, ponieważ niesie, strukturyzuje, ożywia i rytmizuje cały narratyw Iliady. Stanowi na wskroś heroiczne medium działania. Homerycka Iliada jest pieśnią gniewu. Ten gniew jest narracyjny, epicki, rodzi bowiem określone działania (…). Cyfrowe oburzenie zamyka się na pieśń, niezdolne jest do działania i narracji. To raczej pewien afektywny stan, daleki od rozwinięcia sprawczej mocy”.

Siedliskiem pieśni w Chłopach jest nie tylko pole, ale przede wszystkim kościół. Nabożeństwa w Lipcach przypominają przeszywające widowiska muzyczne, podczas których stajemy się „ofiarą” krańcowych doznań. Dźwięk to sacrum, sacrum to dźwięk:

„A dopiero przed drugą mszą, kiej już naród skruszał nieco modleniem się, huknęły znowu organy i ksiądz zaśpiewał: W żłobie leży któż pobieży. Naród się zakołysał, powstał z klęczek, wraz też pochwycił nutę i pełnymi piersiami, a z mocą ryknął jednym głosem: Kolędować małemu! Zatrzęsły się drzewa i zadygotały światła od tej serdecznej wichury głosów. I już tak się zwarli duszami, wiarą i głosami, że jakby jeden głos śpiewał i bił pieśnią ogromną, ze wszystkich serc rwiącą, aż pod te święte nożeczki Dzieciątka”;

„(…) zahuczał kościół, że jakby z jednej, niepojętej jakiejś gardzieli wyrwał się ten krzyk i buchnął taką żałośliwą mocą, takim przepłakanym jękiem, aż mury się zatrzęsły, naród porwał się z klęczek, zakłębił i rozgrzmiał wszystkimi naraz głosami (…)”;

„I chociaż naród śpiewał, chociaż chłopy nie żałowały gardzieli, kobiety wydzierały się cieniuśką nutą, dzieci piskały po swojemu, a małe dzwonki jazgotały i od ciężkiego tupotu dudniała wyschła ziemia – a głosy dzwonów wynosiły się nad wszystkim, śpiewały czysto i górnie, śpiewały niebosiężnie jakimś złocistym, głębokim głosem, przejętym radością i weselem, a tak krzepko i rozgłośnie, jakby kto walił młotami we słońce, iż wszystek świat zdał się kolebać i rozdzwaniać. Zaś kiej skończyli przed ołtarzami, to jeszcze długo trwało nabożeństwo w kościele, długo huczały organy i rozlegały się śpiewania”.

Han dostrzegał w narracji siły aktywne, kreatorskie, dynamiczne. Pieśni kościelne w Lipcach są potężne, ale – jak zapewne widziałby to Ryszard Koziołek – nie kruszą zastygłego porządku, w którym gmina i parafia tworzą „dwa układy hierarchiczne o charakterze instytucjonalnym”. Rzeczywiście, katolicyzm w opisywanej społeczności był w dużym stopniu bigoteryjno-odpustowy, ale mimo wszystko zacytowane fragmenty obrazują zbiorowość zrodzoną na spajającym fundamencie narracyjnym (w tym przypadku: chrześcijańskim, niejednokrotnie wzmacnianym także przez przypowieści Rocha), a narracja – jak podkreślał Han – to również „tajemnica” i „obietnica”. Według koreańsko-niemieckiego filozofa społeczeństwo informacyjne jest głuche na pieśń, tajemnicę i obietnicę; wszystko w nim transparentne, co paradoksalnie skazuje na niestabilność, samotność i wypalenie. W erze „cyfrowej eucharystii”/storytellingu/storysellingu brakuje mu „narracyjnej kotwicy”, która pozwoliłaby – tak jak w Lipcach – „pochwycić nutę i ryknąć jednym głosem”, „bić pieśnią ogromną ze wszystkich serc rwącą”, „rozgrzmieć wszystkimi naraz głosami”. Wypada żałować, że twórcy filmu nie podjęli właśnie tego aspektu, ażeby ów gąszcz, przepięknych przecież obrazów, scalić w syntetyczną opowieść, tym samym sprowokować u współczesnego odbiorcy głód, a może bardziej trącić w nim nutę tęsknoty za czymś, co zgubił w pędzie technologicznego rozwoju, czyli umiejętności słuchania i… opowiadania, które jest „grą światła i cienia, widzialnego i niewidzialnego, bliskości i dali”, w końcu „dialektycznego napięcia, jakie leży u podstaw każdej opowieści”.

W Reymontowskich Lipcach nie udało się stworzyć – co podkreśla Ryszard Koziołek – wspólnoty politycznej, która potrafiłaby doprowadzić do reform. To zbiorowość skostniała w konserwatywnym, przyciasnym schemacie. To zbiorowość resentymentu skłonna do przerażającego odwetu na odmieńcu. Mimo wszystko, udało się w Chłopach zarysować projekt mikrospołeczeństwa scalonego pieśnią-narracją. Narracją statyczną czy dynamiczną? Wydaje się, że przytłoczonemu, ponowoczesnemu społeczeństwu przydałaby się jakakolwiek, byleby z klamrą… „Przewrotna aktywność”? Film Welchmanów ze znakomitą oprawą muzyczną nadal rezonuje, czego przykładem oscarowe skandaliki, wystawa obrazów we wrocławskim Pałacu Królewskim czy „chłopska” trasa koncertowa L.U.C.&Rebel Babel Film Orchestra. Z pewnością adaptacja zrewitalizowała i uwspółcześniła powieść Reymonta, jednocześnie jednak ograbiła ją z narracyjnego czaru. „Przewrotną aktywność” kojarzę więc z nadzieją, której szukam w grafice zamieszczonej na nośniku CD z oryginalną ścieżką dźwiękową. Przedstawia wspólnotę tańczących, trzymających się za ręce ludzi, nad którymi unoszą się błękitne ptaki. Widzę w tym obrazku metaforę społeczeństwa uzdrowionego „fantazją narracyjną”, gdzie „opowiadająca dłoń łagodzi napięcia, niweluje zastoje i stwardnienia. Przywraca rzeczy do porządku, ponownie otwiera ich przepływ”. To również marzenie o społeczeństwie, które na powrót odnalazło zbawienną sztukę świętowania i odpoczywania. Przecież w Lipcach „młyn nawet dzisiaj nie turkotał, stanął na święta całe” …


Artykuł w pełnej wersji z mottem, przypisami i streszczeniem w języku angielskim ukaże się po recenzjach.