Wywiad – Marcin Gąsiorowski – THY WORSHIPER [MM 2022]

SZEPTY O STRACHU

We Wrocławiu królowała tego dnia iście wyspiarska pogoda. Wicher, ziąb, deszcz i dreszcz. Wszedłem jednak do Guinness Pub w niezłym nastroju, bo z torbą przemoczoną klechdami, bajkami o Staruchu i zmarzniętym, głodnym dyktafonem. Chwilę później sąsiedni stolik zajęła starsza para Anglików – jak się okazało – zagorzałych fanów Leeds United. Ku niezadowoleniu zagranicznych globtroterów, barmanka włączyła mecz: Manchester United – Crystal Palace. Z takiego obrotu sprawy nie cieszył się również mój rozmówca – kibic londyńskiego Arsenalu, ale dzięki temu (choć wstawki piłkarskiej nie zabrakło) całkowicie mógł skupić się na tematach związanych zarówno z historią, jak i najnowszym albumem Thy Worshiper. Albumem ciekawym, inspirującym, bogatym w instrumentarium i okładkowy klimat Wicklow Mountains.    

Mateusz Żyła: Nieprzypadkowo spotykamy się w irlandzkim pubie we Wrocławiu. Odnoszę wrażenie, że specyfika Thy Worshiper jest mocno osadzona w klimatach konkretnych miejsc. A wszystko zaczęło się przecież niewinnie. Od Robin Hooda…

Marcin Gąsiorowski: W ówczesnej telewizji nie oferowano zbyt wielu atrakcyjnych rzeczy, gdy nagle zobaczyłem Robina Hooda ze ścieżką dźwiękową Clannad. Oniemiałem! Płytę Legend schowałem głęboko do serca i uważam za jedną z tych, które wywarły na mnie nieopisane wrażenie. Właściwie od tego momentu rozpoczęła się moja przygoda z Wyspami. Łączyłem się z nimi w wyobraźni, lecz później życie zmusiło mnie do realnej emigracji. Wylądowałem w Irlandii na dwanaście lat.

Jak oceniasz ten okres?

Wspaniale. Potrzebowałem w życiu zmiany, tym sposobem świadomie stanąłem na irlandzkiej ziemi, która od pierwszej chwili wydawała się bardzo przyjazna. Zaskoczyła mnie niezwykła otwartość Irlandczyków w urzędach, sklepach, pubach. Właśnie, puby! Panuje w nich niepowtarzalna atmosfera, przychodzą różne pokolenia, a wszyscy razem piją, śpiewają, tańczą. Kiedy zabrałem moich rodziców do knajpy w Irlandii – bawili się w najlepsze, integrowali pomimo nieznajomości języka angielskiego. Niestety w Polsce starsi ludzie głównie odliczają godziny do wizyty w przychodni lekarskiej. Najważniejszym wydarzeniem na Wyspach są oczywiście mecze piłkarskie. Dopiero tam spostrzegłem, jak wielką rolę odgrywa Premier League.

Nie miałeś problemów przez swoją miłość do Arsenalu Londyn?

Coś ty… Przychodziłem do pubu w koszulce Arsenalu i siadałem obok kibiców Manchesteru United. Z wielkimi emocjami obserwowaliśmy mecz, zaciekle komentowaliśmy bieżące wydarzenia, nie brakowało uszczypliwości, ale – pomimo sporej ilości alkoholu we krwi – nigdy nie doszło do mordobicia.

Czym się tam właściwie zajmowałeś?

Tuż po przylocie do Irlandii poszedłem na nocną zmianę do Superquinn, ale oczywiście celowałem w inne rejony, dlatego szybko zapisałem się na kurs Microsoft Office Specialist. Poczułem się pewniej – także pod względem językowym. Moja droga zawodowa okazała się dość barwna. Praca w UPS, w biurze podróży Tour America. Wykorzystywałem też doświadczenie dziennikarskie, więc działałem jako redaktor „Naszego Głosu” – największego czasopisma polskojęzycznego w Irlandii.

Doświadczenia z UPS okazały się kluczowe dla dalszych losów Thy Worshiper. Właśnie tam poznałeś Darka Kubalę.

Tak, ciekawa historia… W UPS obowiązywał konkretny dress code. Koszula, marynarka, elegancki strój, dlatego trudno było domniemywać, kto jakiej słucha muzyki. Pracowaliśmy w różnych teamach. Osobiście zarządzałem grupą irlandzką, która okazała się międzynarodową, bo złożoną z Hiszpanów, Włochów, Niemców. Pewnego dnia podszedł do mnie pracownik i poinformował, że przyjęto nowego Polaka, którego dwa tygodnie później spotkałem przypadkowo przy wejściu. Od kurtuazji przeszliśmy do konkretów, czyli rozmowy o muzyce. Przyznał, że lubi metal, więc spodziewałem się, że zaraz rzuci popularnymi hasłami w stylu Metallica, Slayer, Pantera, ale nie! Gość wymienił kilka ciekawych kapel z black/deathmetalowego nurtu. Poszedłem za ciosem i zapytałem, czy słucha polskich zespołów. Wahał się, czy powiedzieć, bo nazwa nie do końca popularna… W końcu się odważył: „Tak, moją ulubioną kapelą jest Thy Worshiper”. Myślałem, że facet stroi żarty, ale gdy się przedstawiłem, zrobił wielkie oczy i krzyknął: „O kurwa!” (śmiech). Przybiliśmy piątkę i w taki sposób rozpoczęliśmy wspólną przygodę muzyczną. Zorganizowaliśmy salkę prób w jakiejś zapleśniałej piwnicy, szukaliśmy inspiracji we wspólnym graniu i podróżach. Z perspektywy czasu myślę, że Darek nawet lepiej ode mnie rozumie ideę Thy Worshiper.

W tym miejscu wypada nam się wybrać w okolice Wicklow Mountains. Powstało tam z waszej inicjatywy wiele interesujących rzeczy. Zacznijmy od teledysku do Oziminy.

Wicklow Mountains jest niezwykłą, zapierającą dech krainą niedaleko od Dublina. Klimat jakby wyjęty wprost ze świata Robin Hooda. Realizacja wideoklipu do Oziminy to tak naprawdę spontaniczny zryw, chociaż długo pracowaliśmy nad scenariuszem ze względu na bogatą symbolikę. Zazwyczaj wszyscy wymieniamy się pomysłami, ale nie można przemilczeć niebanalnych propozycji Tomka „Grabaża” Grzesika. Tomek kupił dom na skraju lasu, w zasadzie w pustelni ulokowanej sześćdziesiąt kilometrów od stolicy Irlandii. Jest tam uznanym artystą, bo potrafi zrobić coś pięknego z… niczego. Chwyta pałeczki, odkrywa zapomniane zapalniczki, wszystko łączy w tak magiczny sposób, że ostatecznie mamy do czynienia z dziełem sztuki. W teledysku do Oziminy wykorzystaliśmy totem, który nawiązywał do okładki Czarnej Dzikiej Czerwieni. Czujny odbiorca dostrzeże nie tylko rachityczny krzyż, ale też kombinację liter „T” i „W”. Całość kręciła Ania Malarz swoim niezłej jakości iPhone’em.

Efekt czarujący. W zasadzie Oziminę cenię najbardziej z waszych wszystkich teledysków. Kto poświęcił się dla sprawy w finałowej scenie?

Niezastąpiony Darek, chociaż w większości fragmentów to ja wcieliłem się w główną postać. Kolega podjął jednak ekstremalne – jak na listopadowe temperatury – wyzwanie, dzięki czemu nie zmarłem na zapalenie płuc (śmiech). Kąpiel dała mu takiego kopa, że zaraz po wyjściu z wody zaczął śpiewać, tańczyć, grać na instrumentach. Kraina Wicklow jest obfita w tego typu surrealistyczne doświadczenia. Odludzie, zwierzęta, natura…Wielokrotnie zdarzyło się znaleźć tam szkielety ogromnego kozła. Wierzę, że choć część tej niepowtarzalnej atmosfery zdołaliśmy uchwycić w Oziminie, jak i okładce Klechd czy też CDC.

Chciałbym zahaczyć o temat okładek, szczególnie w kontekście nowego albumu, ale pozostańmy jeszcze przy teledyskach. Warto tak się męczyć dla piętnastu tysięcy wyświetleń?

Jak najbardziej, choć zdaję sobie sprawę, że to nie są już czasy MTV. Niestety metal nie może pochwalić się jakimś bogactwem ciekawych wideoklipów, dlatego że próbował być w tym obszarze zbyt dosłowny. Spójrz na pierwsze teledyski Immortal… Muzyka niesamowita, tymczasem goście przebrani za czarnoksiężników poruszają się tak, jakby byli na planie Benny Hilla. Katastrofa! W pewnym momencie rzeczywiście zwątpiłem w moc teledysku, ale w erze YouTube’a widzę jednak sens w tworzeniu tego typu sztuki. To jedna z niewielu szans dotarcia do umysłu młodego człowieka, który oprócz dźwięków potrzebuje obrazka. Nigdy nie chciałem, by nasze teledyski zamykały się na machaniu głowami w ciemnej salce prób, czego przykładem Wiła, Baba Jaga czy wspomniana już Ozimina, którą darzę największym sentymentem. Włożyłem w montaż wiele pracy i emocji. Jestem szczerze dumny z efektów.  

„Okładki oddają duszę naszej muzyki” – przyznałeś kilka lat temu. Jestem porażony obrazem do Bajek o Staruchu.

Warstwę graficzną traktuję bardzo poważnie jako nieodłączny element każdego albumu muzycznego i choć uwielbiam pod względem kompozycyjnym Altars of Madness Morbid Angel, to jednak genialność tego materiału buduje również niesamowita okładka. W przypadku Bajek o Staruchu znów zadziałała magia Wicklow. Żona Darka jest charakteryzatorką, pracuje przy różnych projektach, filmach. W takich okolicznościach poznała Laelię Milleri, która usłyszała naszą twórczość podczas jednej z domowych wizyt. Laelia szybko zapaliła się do pracy, miała wizję… W końcu Darek zabrał ją wraz żoną i córką do Wicklow. Szli w nieznanym kierunku przez trzydzieści minut, w końcu natrafili na tajemnicze drzewo. Ucharakteryzowali Żanetę i Zosię, rozpalili ognisko, by lekko zadymić przestrzeń. Rzeczywiście, zdjęcia robią wielkie wrażenie. Trudno mi oceniać i porównywać okładki wszystkich płyt Thy Worshiper, ale nie powinniśmy się wstydzić w tym aspekcie. Szczególnie w przypadku Bajek…  

Muzycznie też nie jest najgorzej, chociaż dotknęły was zmiany personalne w dość newralgicznych miejscach. Perkusja i wokal…

Bartek Maruszak przeprowadził się do Polski. Dostrzegłem między nim a Darkiem drobne nieporozumienia, ale to nie one zaważyły na ostatecznych decyzjach. W tym miejscu chciałbym przemilczeć historię z jego niedoszłym następcą, czyli tym idiotą DQ. Skreślam tego człowieka z historii Thy Worshiper. Na szczęście doznałem objawienia na wspólnych koncertach Popiołu z Jarunem. Okazało się, że Marcin Pazera to bardzo fajny, otwarty, światły gość. Po kilku rozmowach zaproponowałem mu współpracę, z której jestem niesamowicie zadowolony. Świetnie zaaklimatyzował się w zespole i stworzył oryginalny duet z Grabażem. Dźwięk perkusji w połączeniu ze skrzypiącym kołem czy trzeszczącą czaszką brzmi zaskakująco świeżo… Z kolei Ania pożegnała się z nami z powodów prywatnych, których nie chciałbym poruszać na łamach. W tej sytuacji postawiliśmy na Monikę Lubas. Zagraliśmy z nią kilkanaście koncertów, w tym trasę z Christ Agony, więc wiedzieliśmy, że znakomicie poradzi sobie w nowym materiale.

Zdumiewa bogate instrumentarium: czuringa, darbuka, djembe, didgeridoo. Kto z was jest takim naftalinowym odkrywcą/szaleńcem?

Grabaż! Gość plądruje targi ze starociami, zachwyca się każdym flecikiem czy okaryną. Podczas wakacji w Egipcie nie leży na plaży, tylko biega za Arabami w poszukiwaniu nowych instrumentów. Nie jestem nawet w stanie powtórzyć ich nazw. Oczywiście możemy chwalić się takim arsenałem sprzętowym, ale najważniejsze, by jego wykorzystanie miało sens w aranżacji, w tworzeniu odpowiedniej jakości brzmieniowej. Wydaje mi się, że w przypadku Thy Worshiper nie są to chybione pomysły.

Z uwagą przypatrzyłem się tytułowi. Tak naprawdę ten Staruch to kamuflaż, wszak mowa o strachu. Wystarczy „a” wstawić w miejsce „u”.

Rzeczywiście… Nawet nie zwróciłem na to uwagi, masz rację. Staruch stanowi przecież kwintesencję tego, czego się boimy.

A Ty czego bałeś się w dzieciństwie?

Bajki o dziewczynce z zapałkami, którą pani czytała w przedszkolu. Czekałem zasłuchany na promyk słońca, nadziei i szczęśliwe zakończenie… Zawiodłem się. Z drugiej strony bardzo pociągały mnie historie pełne tajemnicy, mroku, dziwnych stworów. Wielką inspirację stanowiły niesamowite opowieści mojej babki z Radomia – mieszkającej zresztą w pobliżu lasu, z którego dochodziły enigmatyczne odgłosy. To wszystko pozostawiało znaczne ślady w dziecięcym umyśle.

W bajkach o Staruchu mnóstwo psychoanalitycznych tropów. Sam wyraz „cień” pojawia się w czterech kawałkach.

Być może masz rację, ale wyłapywanie metafor czy motywów pozostawię odbiorcy, interpretatorowi. Znam Freuda czy Junga, jak i wiele innych książek z zakresu psychologii, antropologii kultury czy religioznawstwa, ale przeczytaną wiedzę już tak skonsumowałem, wymieszałem i przeżułem, że trudno mi wskazać jakieś konkretne inspiracje w określonych frazach. Na początku pracy nad albumem pojawił się pomysł, by podążać za motywem księżyca, księżyc stał się Staruchem, a Staruch zaczął ewaluować w noc, strach, metafizykę. Przecież on zawsze czai się za mną, za tobą, za nami… Potwierdza to fizyka kwantowa, teoria strun, zgodnie z którą istnieje co najmniej jedenaście wymiarów, z czego człowiek jest w stanie doświadczyć może cztery? W Bajkach… zmieściłem też kilka odniesień filozoficznych. Echa nauk Platona to Cień, z kolei w Grze w kości sprzeciwiłem się słynnemu powiedzeniu Einsteina. Panie Albercie, Bóg lubi grać w kości – szczególnie pod wpływem.  

Skoro Bóg… W wielu utworach Thy Worshiper pojawiają się cytaty ze słynnych pieśni kościelnych. Anielski orszak, Gorzkie żale, Ozimina… Zapytam więc przewrotnie: co jest największym walorem chrześcijaństwa?

To jest bardzo ważne pytanie także z perspektywy zmagania się z naszą tożsamością narodową. Wiele osób łączy chrześcijaństwo z polskością, co jest oczywiście sporym nadużyciem. Moich rodziców nie cechowała jakaś wybitna religijność, ale już ciocię jak najbardziej. W końcu była wojowniczą zakonnicą! W tamtych czasach dochodziło między nami do ostrych spięć, ponieważ na spotkania rodzinne celowo przychodziłem w koszulce Beherit. Krzyczała, że jestem „małpą Szatana” (śmiech). A teraz na poważnie… Odczytywałem naukę Chrystusa jako historyk, więc istotne pozostawało dla mnie pojęcie „historyczności”. Chrystus nie myślał współczesnymi kategoriami, ale z tej perspektywy okazuje się kompletnym lewakiem, dlatego jego tragedia polega na tym, iż został przechwycony przez siły konserwatywne, skrajnie prawicowe, co jednocześnie uważam za jeden z największych paradoksów w historii naszej cywilizacji. W środowisku metalowym często pojawia się hasło: „Fuck Jesus”, które jest mi obce. Chrystus należy do szeregu postaci tragicznych. Biedny gość, którego naukę całkowicie przekłamano. Po upływie 2000 lat wystarczy spojrzeć na kondycję polskiego kościoła. Instytucja kościoła katolickiego od samego zarania jest zaprzeczeniem przesłania Jezusa, dlatego książka pt. Sodoma powinna być podstawową lekturą we współczesności. Przyszłość kościoła w Polsce będzie taka jak w Irlandii, czyli… jej nie będzie.

A co z przyszłością Thy Worshiper? Przypomnę, według brytyjskiego Metal Hammer, jednego z jedenastu zespołów w świecie, które zredefiniowały folk-metal.

Nie powiem, że takie zestawienia nie łechcą… W Thy Worshiper kluczowe są kontrasty pomiędzy agresją a pięknem w rodzaju Dead Can Dance. Wydaje mi się, że tworzenie tych napięć było i jest naszą największą siłą. Przyszłość? Moim marzeniem jest powrót do koncertowania, bo wciąż rozpamiętuję świetne trasy z Furią czy też Christ Agony. Fajnie byłoby powtórzyć tego typu doświadczenia. Ponadto, przygotowaliśmy już dziesięć nowych kawałków. Po Klechdach i Bajkach o Staruchu, przyjdzie pora na rozmowy z duchami.

Szepniesz coś o Popiele?

Kończymy właśnie prace nad nową płytą, którą zatytułowaliśmy… Szeptun. Mocny materiał. Nietypowe połączenie Beatlesów z pogaństwem. Oczekujcie.